Nie martw się Marysiu, ja i tak swoje zrobię

Tu się wcisnę, tam coś posadzę w sezonie zakwitnie to często zostanie
Pomysł z pokojami jako taki przypadł kiedyś do gustu zarówno mi jak i Mamie, tylko z roślin wysokości pół metra trudno jest zrobić pokoje, chyba że w każdym człowiek będzie się tylko kładł

ale w przyszłości, kto wie? Jak u wszystkich chyba ogrodników pomysłów setka w podziale 50:50 czyli 50 z zeszłego roku, 50 z tego a w przyszłym sezonie zmieni się cześć na nowe
Teraz mam my pytanie: czy też macie takie marzenia, które wiecie, że nigdy się nie spełnią, ale nie chcecie z nich zrezygnować? Bawicie się nimi w trudnych czy melancholijnych chwilach uszczegółowiając, obracając to marzenie w palcach,ale bez żalu, że się nie spełni, choć macie świadomość, że taka jest prawda?

Ja mam kilka takich. Dyżurne "szczęście instant" wystarczy dodać trochę czasu i uwagi i po 10 minutach mamy gotowe danie poprawiające humor.
Jednym z takich marzeń jest mieszkanie gdzieś na odludziu w pagórkowatym terenie porośniętym lasami, gdzie w starym dworku odremontowanym własnymi rękoma miałabym stare, odrestaurowane meble i nowoczesny design w miłym połączeniu. W jasnych stonowanych wnętrzach miałabym mnóstwo koców i poduszek. Mieszkałabym tam z kimś podobnym do tego, kto w Waszych opisach przybiera postać symbolicznej litery M pełnej Miłości, Marzeń i tego co niesie ze sobą zwykle Małżeństwo oraz trójką dzieci (a co mi tam

). Wstawałabym rano około 8mej lub w ostateczności o 7mej (pomijamy fakt wyprawienia dzieci do szkoły - w końcu to marzenie

) patrzyła przez okno i napawała się widokiem miejsca, które czułabym, że jest naprawdę moje. W ciszy schodziłabym po wysłużonych drewnianych schodach, robiła kawę i patrzyła na ogród, na widok lasów na horyzoncie, co dzień innych w innej zieleni. Wychodziłabym na spacer z dwoma psami po okolicy, rzadko napotykając kogokolwiek ( i to kłania się nowy przepis o polowaniach, bo pewnie szybko straciłabym psy pomylone przez myśliwych z dzikami, a kto wie czy nie własne życie jako, że pomyliliby mnie z kuropatwą lub łosiem a moja rodzina zostałaby na wiele lat ciągana po sądach za to, że łaziłam po lesie w czasie polowania i przeszkadzałam, a myśliwego, który mnie zastrzelił naraziłam na trwały uszczerbek na zdrowiu psychicznym za który żąda teraz set-tysięcznego odszkodowania

... no dobra, wracamy do tematu

)
W sezonie hodowałabym kwiaty, warzywa i mnóstwo ziół jak lawenda, arcydzięgiel, mięta i wiele innych z których robiłabym olejki, susze i nalewki, a okoliczni zwaliby mnie lokalną czarownicą ale taką pozytywną, bo rozdawałabym im je a one by im pomagały. Miałabym konia, no... może dwa, bo zawsze raźniej pojeździć po okolicy we dwoje

i dwie lub trzy kury.
Do siebie spraszałabym w gościnę przyjaciół i znajomych (i mieliby czas aby przyjechać

) i artystów, którzy chcieliby malować te piękne krajobrazy, którymi ja mogłabym rozkoszować się na co dzień.
Później siadałabym do komputera i pisała o tym co czuję i myślę, a wszystko byłoby optymistyczne, bo byłabym szczęśliwa
