
Kilka lat temu byłem w Koszalinie na koncercie z okazji rocznicy urodzin czy śmierci Wysockiego, nie pamiętam dokładnie okazji. Jest tam też prywatne muzeum poświęcone artyście. Ale wracając do koncertu. Pan Daniel Olbrychski wspominał swoją znajomość z Wysockim, opowiadając mnóstwo anegdot swoim manierycznym głosem. Duże wrażenie zrobił na mnie koniec tej znajomości. Daniel Olbrychski, gdy dowiedział się o śmierci Wysockiego, nie mógł pojechać . Po prostu nie dostał paszportu.
Podobno w Rosji jest zwyczaj trzykrotnego żegnania zmarłego. Pierwszy raz na pogrzebie, kolejny raz ileś dni po śmierci bliscy spotykają się przy grobie, i ostatecznie po kolejnych kilku dniach, również przy grobie. Olbrychski załatwił paszport przez Nikitę Michałkowa, który pilnie potrzebował go do zdjęć próbnych, które i tak miały się nie odbyć. Ale pretekst zadziałał. Zdążył na ten ostatni termin pożegnania.
Został odebrany na lotnisku przez Marinę Vlady, podróż na cmentarz wagańkowski zabrała trochę czasu. Gdy dojeżdżali do cmentarza zobaczyli łunę, jak od pożaru. Po przyjeździe okazało się, że setki ludzi przyjechało pożegnać Wysockiego po raz ostatni. Ta łuna to były ogniska palone przez tych ludzi. Ogniska z gitar.