jeśli nie jest się fachowcem z utrwalonymi nawykami schematów, to "robienie" ogrodu, polega - jak u mnie- na ciagłym przesadzaniu.
Wbrew pozorom, gdy krzewy są młode, wcale im to nie szkodzi.
W szkółce krzewy sa przesadzane corocznie, a to wpływa tylko na zwartość bryły korzeniowej, jeśli jest przy tym umiejętnie redukowana korona.
W normalnym, przeciętnym ogrodzie nie sposób posadzić "raz i na zawsze", bo:
- krzewy czasem wypadają
- czasem zmieniamy koncepcję
- czasem kupujemy wyraz, a nie różę z opisu
- czasem ona nas nie lubi i złośliwie nie rośnie
- czasem nie zapewniamy jej w danym miejscu odpowiednich warunków/ sąsiedztwa
i pewnie tych " czasem" byłoby więcej
Tylko dalesz próbowanie, prowadzi do stworzenia jakiejś myśli przewodniej, planu założenia,
nadania sensu nasadzeniom.
To, oczywiście tylko moje zdanie, a wynika ono z przeszłości, czyli uporządkowanych ogrodów
rodziny.
W chusteczkowym jest dużo przeładowania i czasem chaosu, ale...
ciągle biegam z widłami i sztychówką!
Dziś krzaczek tu, jutro tam. I tak się wypełnia powolutku.
Te róze na półłuku, najpierw były trawnikowym wykończeniem grządki.
Gdy po roku wyrosły do pasa, poszły pod sztachety.
A jesienią...zrobiłam łuczki i teraz pną się po nich.
Wniosek - w ciągu 2 lat Francoise Jouranville, trzykrotnie zmieniała dołki!
I jak widać , wcale jej to nie przeszkodziło anie we wzroście, ani w bujnym kwitnieniu.
Czego i Wam w eksperymentach, serdecznie życzę. :P
Bożenko, coś z nieba spadło.
Ubrałam kalosze, poszłam z psami na pobliską łakę i gdy doszłam - trawa była już sucha.
Ugotowałam tylko kopytka w nasłonecznionych kaloszach
To jakaś paranoja!
Słońce znów w pełni a liście róż suchutkie i ani kropli na płatkach kwiatów.
Paruje szybciej, niż spada?
Nie rozumiem, jak Tyś się dochowała takich wielkich warzyw?
Je chyba jakiś nocny skrzat podlewa ?







