Witajcie!
Wczoraj miały u nas miejsce cztery inauguracje:
1. pierwsze spotkanie w tym roku w gronie rodzinnym,
2. pierwsze spotkanie z rodzinką na działce,
3. pierwsze grillowanie,
4. pierwszy nocleg w działkowym domku.
Pogoda dopisała. Było bardzo ciepło, mimo że słońce prześwitywało zza chmur. I byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby nie to, że najmłodszy syn nie przyjechał, bo w sobotę przeziębił się. A ponieważ nie był pewien, czy to zwykłe przeziębienie, czy coś gorszego, to w obawie o nasze bezpieczeństwo postanowił zostać w domu. Oczywiście rozumiem jego decyzję, co nie wyklucza tego, że jest mi bardzo smutno.
Noc była cieplutka, fantastycznie spało się na działce, ale od rana temperatura spadała, zerwał się zimny wiatr, słońca ani na lekarstwo, tylko ciężkie chmury aczkolwiek bez deszczu. Krótko mówiąc zimno. Wczoraj 26*, dzisiaj 16.
Żeby nie zmarznąć, wzięłam się ostro do roboty, a tej nigdy nie brakuje. Zielsko rośnie jak na drożdżach, dostarczając rozrywki w postaci plewienia. Tak właśnie się rozrywałam i rozgrzewałam.
Danusiu - coś tam mi kwitnie, ale ciągle dominuje zieleń, a stopowiec naprawdę mnie zaskoczył, bo przed rokiem ledwo go było widać.
Masz rację, że gazanie to urodziwe kwiatuszki i już nie mogę się doczekać pełni ich kwitnienia. Trochę jeszcze poczekam.
Twoje życzenie spełniło się w stu procentach, dziękuję.
Jagusiu - dziękuję, kochana

i tak: masz rację. Nie da się żyć w izolacji od najbliższych, bo można zwariować.
Jedna noc na działce zaliczona, przyjdzie czas na kolejne. Było cudownie!

Zwłaszcza raniutko, gdy ptaszki mnie obudziły swoimi słodkimi trelami.
Basiu - a ja zapomniałam wysiać żeniszka. Muszę porządnie podglądać siewki, bo może sam się wysiał.
Tak, ta szałwia to bylina. A jak się zowie odmiana, co to ma "
taaaaakie niebieskie kwiaty"?
Lwia paszcza mocno mnie zaskoczyła, bo przezimowała nie straciwszy listków. No, ale przecież zimy nie było.
Niedziela minęła zgodnie z Twoim życzeniem, za co serdecznie dziękuję.
Tereniu - dziękuję za miłe słowa pod adresem moich kwiatuszków.
Pozdrawiam wzajemnie.
Zuziu - w życiu każdego człowieka są rzeczy ważne i ważniejsze, a najważniejsze jest zdrowie. Kwiatki dziś są takie, jutro inne, zawsze jakieś zakwitają, dlatego prawidłowo postawiłaś na zdrowie, niech więc ono Cię nie zawiedzie, to i działeczkę jeszcze ukwiecisz.
Deszcz spadł, gdy rodzinka się już rozjechała, wcześniej pogoda była wprost wymarzona, dziękuję kochana i zdrówka Ci życzę.
Ewelinko - z tą burzą kolorów to znacznie przesadziłaś.

Raczej widzę burzę zieleni.
Taką ilość jednorocznych mam po raz ostatni, od następnego sezonu będę ograniczała ich ilość. Coraz mniej sił witalnych i coraz więcej strat, co znacznie zniechęca.
Pogoda istotnie dopisała, tylko trochę mi smutno,

że najmłodsze dziecko zachorowało i zdecydowało zostać w domu.
Ja już dziękuję za wodę z nieba, mogłoby trochę przystopować. Wprawdzie we dnie nie pada, ale całe noce lało tak, że jeżyk szukając ratunku, aż do altanki przyszedł.

M zabezpieczył mieszkanko jeżyków, by woda się do niego nie dostawała.
Pozdrawiam wzajemnie.
Dorotko - moje piwonie w tym roku ubogie w pąki. Nie wiem, co jest tego przyczyną, ale część pąków jakby przypalona wraz z najbliższymi listeczkami. Trudno, najważniejsze by choć po jednym kwiatku rozwinęły, bo kocham ich zapach.
Ten pełny bodziszek to całkowicie przypadkowy zakup na ryneczku przed dwoma laty od takiej starszej pani, która tylko bodziszki miała do sprzedania. Z własnego ogrodu.

Nie wiedziałam, że on będzie miał pełne kwiatki.
Dziękuję, Dorotko i Tobie również udanego tygodnia życzę.
Iwonko1 - a ja już jestem zdecydowana stopniowo ograniczać ilość jednorocznych, pozostając przy niewielkiej ich ilości, tak po dwie - trzy sztuki dla zaspokojenia własnych upodobań.
Astry u mnie sieją się same, muszę tylko przepikowywać je, bo tworzą taką gęstwę, że nie dałyby rady wyrosnąć i zakwitnąć.
Ja też już jakiś czas temu zajrzałam do mamy, kontaktując się jednak jedynie z bratem, który wraz z synem i synową opiekuje się mamą. Musiałam, nie mogłam już spokojnie spać. Co prawda nie poprawiłam sobie nastroju dzięki temu, załamałam się stanem mamy, ale byłam, przytuliłam, wygłaskałam i poopowiadałam o tym, co u nas. Prawdopodobnie mama nic z tego nie zrozumiała, ale ja mam nadzieję, że owszem, że słyszała i wszystko wie.
Pomidory, ogórki, fasolki tudzież wszystkie inne warzywka ruszyły i u nas, a to dzięki deszczykowi i ciepłym nocom.
Grillowanie udane, choć najmłodsza latorośl nie dopisała. Zachorował. Mam nadzieję, że nie na COVID-19.
Dziękuję, Iwonko
Alu - z czarnego bzu robię leczniczą nalewkę. Najpierw zalewam 60% spirytusem kwiaty, a później zlewam alkohol z kwiatów i zalewam nim owoce. Po sześciu tygodniach zlewam, przygotowuję syrop z miodu i wody, łączę z nalewką, filtruję do butelek i chowam w ciemne miejsce.
Dziękuję, kochana i życzę Ci ciepłych bezburzowych dni i nocy.
Zapraszam na mały spacerek wśród moich kwiatuszków.

Miniaturka zakwitła.

W tunelu.
Dobrego ciepłego i bezpiecznego tygodnia życzę wszystkim przyjaciołom i gościom.
