







Od urlopu w lipcu nie byłam na wsi ani razu.

Nie miałam kiedy. Zmieniłam system pracy w związku z tym nie pracuje teraz 12H tylko 8 ale kosztem tego że nie mam zmienniczki. I czasy kiedy mogłam posadzić na pt i sobotę zmienniczki i jechać w kwiatki minęły.
W związku z tym dopiero teraz wyrwałam się i to na wariata na takie pół dnia od soboty wieczór do niedzieli popołudniu.
Miałam ambicje ale nie zrobiłam wiele. Przycięłam to co suche , zebrałam sporo owoców. Poprawiłam grządki gdzie pod moją nieobecność wskoczyl Walduch i przekopał. Zniszczył mi większość grządki no ale co mu zrobię..
Najbardziej szkoda dziwaczkow, które hodowalam od wiosny A został po nich tylko dół... Za to z tych samych sadzonek sąsiadce wyrosły fajne krzaki, aż pozazdroscilam.
No trudno.
Z Krakowa przywiozłam kilka zdobycznych drzewek mirabelki. Mam nadzieję, że się przyjmą. Polowalam na nie cale lato, laziłam po noeużytkach szukajac takich drzewek jakie mi odpowiadają. Wreszcie zebrałam kilka najciekawszych, głownie o dużych owocach , fioletowych. Zakopalam też masę pestek.
Im mniej mam czasu tym bardziej myślę o zapełnianiu dzialki roslinami z owocami na przetwory

Zebrałam trochę owoców i nasion, ale nawet nie miałam czasu obrobic i zostawiłam do suszenia .
W tym roku licho. Sądzę że to właśnie przez moją nieobecność, brak podlewania i nawożenia. Nasion niewiele, cynie i dalie nie wytworzyly nasionek. Warzywa klapa, zebrałam kilka pomidorkow z donocy i jenda dynię. Reszta zdziczała. Kwiaty są ale gorsze jak w roku ubiegłym. Wyrastają siewki z tamtego roku, teraz się robią duże rudbekie i jeżówki. Miałam je przesadzać ale żywcem nie miałam kiedy. Grzadkę przekopaną przez Walducha wypełniłam znów ziemią i jak następnym razem pojadę to tam wkopię trochę kwiatuchów.
A pojadę.. Nie wiem kiedy.