Odległość sadzonych roślin od granicy - WAŻNA RZECZ. Jeśli za nią żyją inni ludzie, to można niechcący zrobić im na złość.
Przykład. Kupiłem działkę graniczącą z dwóch stron z innymi. Właściciele tamtych działek już dawno posadzili to co mieli posadzić. Jeden z nich posadził rząd różnych gatunków tuji i cyprysów w odległości ok. 30 cm. od granicy. Sadzoneczki były pewnie malutkie a jemu było szkoda miejsca to się "nie obcinał". Nigdy ich nie formował. Teraz są to już duże drzewa, które próbują wypchnąć płot w moją stronę

Posadził też jakieś drzewo liściaste bliżej mi nie znanego gatunku, wciskając je między płot a inne drzewko liściaste. Efekt? To cwane drzewo "prześlizgnęło" się na moją stronę i w najlepsze próbowało wepchnąć mi się gałęziami do rynny mojego domu. Zrobiłem z nim jaki taki porządek ale było trochę nerwów. Posadził sosnę himalajską ok. 1.5 metra od płotu. Po 10 latach efekt jest dość łatwy do przewidzenia. Sosna próbowała przejść na moją działkę bo ten typ tak ma

Piła sama wskakuje mi wtedy w ręce :P
Drugi sąsiad posadził grupę 3 brzóz w odległości metra od ogrodzenia. Taką miał wtedy wizję. Brzozy jak to brzozy, wyrosły jak się patrzy. Teraz te drzewa zacieniają część jego działki a śmiecą liściami po równo jemu i mnie, tak mniej więcej od połowy lata.
Zastanawiam się czy wyobraźnia to taka rzadkość? Przecież jak się sadzi sosnę czy brzozę, to mniej więcej wiadomo ile metrów wysokości i szerokości to drzewo będzie miało za X lat. U siebie sadziłem raczej miniaturki. Nieraz mnie korciło kupić sadzonkę buka, czy metasekwoi chińskiej. Zwalczyłem tę pokusę, ze względów jw.

Nie sadziłem zbyt wielu liściastych ze względu na moje lenistwo - nie lubię ganiać z grabiami na jesieni. Ale co z tego? Sąsiedzi załatwili to za mnie.
Pozdrawiam