Witajcie Dziewczynki

Już spieszę z odpowiedzią. One są "moim oczkiem w głowie". Tak też i z pierwszym wyjściem na powietrze było dawkowane, pierwsze zetknięcie się z trawką w takiej ilość
też było stopniowe przyzwyczajanie, Samo wyjście (pora dnia) na trawnik też przestrzegałam. Wszystko było ok! Tylko teraz mam problem , bo siano ( a raczej słoma) to nie to co zielona trawka. Musiały byście usłyszeć i zobaczyć radość ( głośny, kwik, który mówi: "nareszcie coś do jedzonka dadzą dobrego" i podskoki w miejscu i dość wysoko). One nawet wiedzą kiedy mąż wchodzi do kuchni z reklamówką pełną trawki, od razu ożywienie w śród dziewczyn i radosny kwik. Są bardzo ciche i zachowują się jak pieski. Na " masz" reagują. Mają do dyspozycji kuchnię (tam jest klatka do spania z hamakami ), przedpokoju, przez który muszą przespacerować się do pokoju pod stół, tam maja legowisko do odpoczynku. Jak przypomną sobie że trzeba coś na ząb wrzucić do biegną gęsiego do kuchni. I tak przez cały dzionek.
Soczek podaję osobiście bo nie można go wlać do poidełka i zostawić na cały dzień bo z kwaśnieje i problemy żołądkowe gotowe. Na rozcieńczanie też się nie godzą, to już nie ten smak. A to ma być na smaczek i zabawa, przyzwyczajanie do nas. Mam co robić przy nich. Codzienna toaleta - czesanie czego Dosia nie cierpi, obcinanie pazurków, mycie zasikanych dupencji. A i tak są słodziakami. A jak śpią i maja wyciągnięte łapeczki, to dopiero jest widok.
Hamaki, mufka, legowisko mojej roboty. I to w skrócie wzmianka o moich pieszczoszkach.
Rozpoczynam sesję zdjęciową moich kwiatów
A teraz idę bo obowiązki wzywają. Do wieczora.