Supermarketowa rebutia - jedyna w całej palecie miała kwiatki różowe:

R. muscula wypuściła więcej kwiatów:

Zakwitło jedno z pokazywanych już astrophytów:

Zaczynają kwitnienie marketowe mammilarie, pierwsza wygląda jak ufoludek z wieloma oczami:


Kaktusy ciekawe w formie tephrocactus molinensis, geometricus (ufoludek bez oczu i ogolony) i atroviridis:



Tego ostatniego w zeszłym roku nadgryzły ślimole. Jak już pisałem wcześniej kaktusy od przełomu marca i kwietnia do przymrozków stoją w skrzynkach po owocach praktycznie bez żadnej osłony. Przykrywam je panelami z poliwęglanu gdy pada dłużej niż 2-3 dni. Wczesną wiosną przez pierwsze dwa tygodnie kładę na nich skłębioną agrowłokninę co po pierwsze cieniuje, a po drugie chroni przed przymrozkami. Prawie wszystkie kaktusy (za wyjątkiem tegorocznych nabytków) przetrwały w tych warunkach spadki do -4C. Nie stosuję żadnych nawozów. Ten sposób ma swoje wady i zalety.
Główne zalety:
W ogóle nie muszę podlewać. W zeszłym sezonie podlewałem tylko raz (konewką, wodą z oczka)
Podlewa je deszcz - a więc zawsze mają miękką wodę, odczyn podłoża nie zmienia się i nawet po wielu latach jest lekko kwaśny.
Nie ma problemu czerwców, przędziorków itp. nawet jeśli po zimie jest jeden czy dwa prędko ginie w warunkach na otwartej przestrzeni. Nawet ciężko porażone kaktusy z marketu ulegają samowyleczeniu.
Główne wady:
Nie wszystko można mieć. Takich warunków nie tolerują melocactusy i Neoporterie (to sprawdziłem na własnej, a raczej ich skórze)
Szkodniki typowe dla otwartej przestrzeni to ślimaki i mrówki. Na ślimole wystarczy trochę granulatu. Mróki są gorsze - potrafią w kilka dni zakopać kaktusa pod podłoże i trzeba go przesadzać. Czasem ginie przy tym - być może go też uszkadzają.
Wszystkim leniwym (tak jak ja) polecam ten sposób uprawy.
Na koniec coś dla miłośników gymnoli. G. baldianum zaczyna kwitnienie i forma barwna G. mihanovichii z ładnie ubarwionym pąkiem.


pozdrawiam
tomek