Witajcie!
Wreszcie odrobinkę popadało. Zrobiło się też chłodniej...Szkoda, że dopiero jak większość róż przekwitła. Rozpoczęły za to swój pokaz lilie, liliowce, hortensje, floksy. Kwitną powojniki, więc kolorów w ogrodzie nie brakuje. Na dodatek zapach lilii - wprost oszałamiający. Część róż dość szybko się zebrało i powypuszczały nowe pączki. Sporo też wypuściło nowe pędy prosto z ziemi. To cieszy najbardziej, bo na tych nowych pędach będę kolejne kwiaty
Dzisiaj pokażę zdjęcia, które dopiero teraz udało mi się zmniejszyć i opisać.
Ewa, o deszczu wciąż marzę i to takim konkretnym, kilkudniowym. Niestety w prognozach tylko jakieś przelotne opady. Susza jest tak ogromna, że postanowiłam wyciąć część bylin, bo żal było patrzeć na uschnięte badyle

Walczę o jak najlepsze nawodnienie róż i głównie hortensji, bo te ostatnie zaczęły właśnie kwitnienie.
Justynko, na tej rabacie rosną jeszcze szałwie, bodziszki, floksy, ale większość musiałam przyciąć ze względu na suszę. A szałwie już przekwitły. No i rosną jeszcze szałwie trio i ostróżki jednoroczne, ale i te w większości już usunęłam, bo wszystko poschnięte
Irenko, wiem, że każdy miewa chwile zwątpienia, ale taki dół dopadł mnie po raz pierwszy. Wszystko schło dosłownie w oczach...No cóż, już mi przeszło i inaczej na to wszystko patrzę. Teraz walczę aby róże pomimo takiej suszy miały optymalne warunki. Dobrze, że chociaż system nawadniający trochę wspomaga tę walkę. Ciągle liczę na jakieś większe opady, bo jak sama napisałaś - nie ma to jak podlewanie z nieba.
Lady of Shalott uwielbiam

, ale co do Lady Emma Hamilton mam trochę mieszane uczucia. Kwiaty tej pierwszej podobają mi się znacznie bardziej. Krzak jest wigorny, a sama odmiana bardzo płodna, czego nie mogę powiedzieć o drugiej Lady.
Specjalnie dla Ciebie Eglantyne
Jadziu, Abraham z latami nabiera mocy, a pędy robią się grubsze i lepiej utrzymują te ogromne kwiaty

Moje właściwie nawet na nowych pędach nie przewieszają główek. Artemisa muszę przywiązywać do kratki, ale głównie z powodu dużej ilości pędów, na których kwiaty kwitną całymi kiściami. Wtedy robią się ciężkie i byle wichura może różę przewrócić. Chyba ze dwa lata temu musieliśmy z M podnosić tego olbrzyma i opasać kilka razy, bo wszystko pod ciężarem się kładło.
U mnie jak do tej pory z chorobami grzybowymi nie jest źle. Owszem, trochę plamek na niektórych różach się pokazało, ale to znikome ilości. Oby tak dalej. Mączniak też trochę przystopował po dwóch opryskach, więc na razie nie narzekam.
Elu, bylin u mnie jest nawet sporo, ale to zawsze róże grają pierwsze skrzypce w moim ogrodzie. Przy takiej suszy jaką mamy obecnie, sporo floksów wycięłam tuż przy ziemi. To samo zrobiłam z bodziszkami, przetacznikami, ostróżkami jednorocznymi, szałwiami, bo żal było patrzeć na poschnięte rośliny. Mam też dalie, powojniki, które rozpoczęły kwitnienie, więc ogród nadal jest kolorowy. Kwitną lilie i roznoszą wszędzie swój oszałamiający zapach. Co roku dokupuję kolejne, ale ciągle wydaje mi się, że mam ich zbyt mało, a przecież cebule da się wszędzie wcisnąć
Daysy, dziękuję za słowa otuchy

Miejmy nadzieję, że drugie kwitnienie wypadnie w bardziej sprzyjających warunkach.
Moniko, dziękuję
...chwile radości sa takie krótkie, ale nie poddawaj się, warto czynić piękno, przez to świat jest lepszy!
Każda z nas wkłada masę pracy i serce w swój ogród, a ile potu i wysiłku to kosztuje, wiemy doskonale. Takie zniechęcenie i zmęczenie przychodzi, gdy pogoda psuje to, co tak ciężko wypracowałyśmy. I stąd te narzekania. U mnie dodatkowo doszło jeszcze to, że poczułam się trochę więźniem tego kawałka ziemi. Żeby ratować przed suszą rośliny wylewam hektolitry wody, tnę, nawożę, pielęgnuję i na podziwianie nie ma już po prostu czasu...A nie o to przecież chodziło...Wiem, sama jestem sobie winna, dokupując wciąż nowe róże i zwiększając ich ilość, dokładam sobie roboty. Ale co ja poradzę, że nie potrafię się powstrzymać? To nieuleczalna "choroba"...
Jagi!
Jakże się cieszę z Twojej wizyty
Bardzo mi brakowało Twoich postów, napisanych poprawną, piękną polszczyzną. To teraz coraz rzadsze i nawet tutaj, na Forum, nie wszyscy dbają o nasz ojczysty język. Martwi i smuci mnie to niechlujstwo, a czytanie takiej "polszczyzny" po prostu męczy i zniechęca...Szkoda, że tak niewiele osób pisze z taką starannością.
A wracając do tematu róż...Sama świadomie, a może jednak nie

skazałam się na los niewolnika, który obsługuje królowe. I teraz ponoszę konsekwencje takiego wyboru. Eliminację rozpoczęłam od obchodu ogrodu i jak dotąd skłonna jestem rozstać się z kilkoma odmianami. Przy dwóch setkach, to kropla w morzu. Jeśli jednak sytuacja z czerwca będzie się powtarzać, to faktycznie nie pozostanie nic innego jak uszczuplić różaną kolekcję i pozostawić odmiany naprawdę najlepsze. Z tym słońcem u mnie nie jest tak bardzo źle. Trochę półcienia zapewniają drzewa sąsiadów. Mam nawet obawy o dęby, które zaczynają konarami sięgać prawie do połowy działki, więc miejsc zacienionych i dających trochę wytchnienia nie zabraknie. Ale nie o sam cień tutaj chodzi, a głównie o suszę. To jest największy problem. Wiem, jak cierpią teraz pozostałe byliny, o których pisałam w odpowiedziach do dziewczyn. Część musiałam pościnać, bo wysychały w oczach. Nie mam siły już walczyć i podlewać wszystkich roślin. Z reszty trawnika pozostało rżysko i staram się ten widok omijać wzrokiem. Tylko chwasty mają się dobrze, podkradając każdą kroplę wody i tych, chyba żadna susza nie jest w stanie wykończyć
Twoja pierwsza trójka, mogłaby być i moją, bo to rzeczywiście żelazne róże. Avalona nie mam, ale wiem, że to Twój ulubieniec

Takie samo podejście mam do Abrahama i uwielbiam tę odmianę bezwarunkowo.
Obcięte kwiaty pakowałam do worków bio, a nie do kompostownika, bo ten mógłby takiej ilości nie pomieścić
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Kasiu, nikt nie zrozumie ogrodnika tak, jak drugi ogrodnik. Dobrze, że na forum możemy nie tylko oglądać zdjęcia, ale też wymieniać się poglądami i wzajemnie wspierać w trudnych chwilach. Takie zniechęcenie, zmęczenie ogarnia chyba każdego ogrodnika. Po pewnym czasie mija, nabieramy dystansu i zabawa zaczyna się od nowa. Szczególnie wiosną, kiedy wszystko budzi się do życia i daje nadzieję na dobry sezon. Potem już bywa różnie...
Lady of Shalott uwielbiam za niesamowitą grę kolorów, cudnie pachnące kwiaty, wigor, płodność, za całokształt

Dobrze, że poleciłaś ją koleżance. Dziwię się, że jeszcze sama jej nie masz. A może masz, a tylko nie doczytałam? Boscobel jest równie godna polecenia, chociaż czytam, że nie u wszystkich dobrze się sprawuje. To musi być wina sadzonki, bo odmiana jest bardzo żywotna, obficie obsypana kwiatami i zdrowa. Nie lubi tylko deszczu, ale ostatnio nie ma go wcale, więc pokazuje się w pełnej krasie. Moje już się zbierają do powtórki, a jeszcze kilka dni temu ścinałam resztę kwiatów.
Krysiu, podziwiam Twoje olbrzymki, którym u Ciebie musi być wyjątkowo dobrze
Z angielkami tak już jest, że potrzebują czasu. Wielokrotnie się o tym przekonałam, że w ich przypadku trzeba być cierpliwym. Ale uwierz mi, że warto czekać. Na niektórych już chciałam położyć krzyżyk, ale czekałam i warto było. Np. taka Desdemona, czy Queen of Sweden. Na tę ostatnią czekałam dość długo i nawet zastanawiałam się czy jej nie wykopać i nie kupić drugiej. Poszłam za radą Daysy - wiosną przycięłam krócej i pięknie się zagęściła, wypuszczając dwa nowe pędy. To samo mogłabym napisać o kilku innych, ale nie będę zanudzać. O Austinkach napiszę wkrótce i może wtedy zachęcę większe grono forumowiczów do dzielenia się swoimi obserwacjami.
Joasiu, masz rację, że róże radzą sobie troszkę lepiej od bylin. Też wycięłam sporo floksów, szałwii, przetaczników, bo już na te suszki patrzeć nie mogłam. Ale nie oszukujmy się - róże chociaż wydają się odporniejsze, to jednak potrzebują sporo wody, żeby przetrwać. A dobrze nawodnione są zdrowsze i lepiej zimują. O kwitnieniu i wypuszczaniu nowych pędów nawet nie wspominam, bo to wiadomo. Woda, woda i jeszcze raz woda. Woda to życie!
Adka, wszystkie mamy to samo zmartwienie - susza. Trudny ten sezon, a zapowiadało się tak bajecznie...Ostatnio posortowałam, zmniejszyłam i opisałam część wcześniejszych zdjęć. Na nich widać, jakie wszystko było jeszcze świeże, soczyste, pełne życia. A przecież nie minął nawet miesiąc od tamtego czasu. Brak wody i tropiki pozbawiły nas tej radości z kwitnienia, ale miejmy nadzieję, że drugi rzut chociaż w części nam to wynagrodzi. Tego się trzymajmy! A na trawnik i ja machnęłam ręką. Zrobiłam dosiewki, ale przyszły upały i nic nie wylazło

Za późno się za to zabrałam. Nic to, wiosną znów dosieję. Damy radę! Bo kto jak nie my?
