Mieliśmy akcję wycinki prawie wszystkiego co rosło w przydrożnym rowie podobno "dzięki" nowemu proboszczowi (ciekawe jak to łatwo jest nie liczyć się z opinią mieszkańców), dzikie ptactwo potraciło schronienie, miejsca lęgowe i stołówkę, nie mówiąc o obecnie bardzo uczęszczanej od jakiegoś czasu drodze i jej uciążliwości, ale mniejsza z tym. Ptactwo musiało się gdzieś wynieść i gdzie się wyniosło? oczywiście na pobliskie działki i ugory gdzie krzaki spokojnie sobie rosną, niestety wróble są nosicielami pasożytów o czym mogłam się tej jesieni przekonać (nadal mam ptaszyńce ale w tak małych ilościach że przez zimę nie powinny nękać kurek), od wiosny dokończenie walki i zapobieganie ponownej pladze.
Także bronię się przed tymi wróblami jak mogę, ale wygonić ich niestety nie wygonię bo nie ma jak

Po gruntowniejszym truciu robactwa na wyłożonej płytami podłodze ustawiłam grzędę w kształcie litery L i ustawiłam na tyle daleko od ścian aby nie dotykały ich ogonami, co wcześniej było notoryczne ponieważ grzędy były przywiercone do ściany w kącie, wstawiłam im dodatkowo pudełko z ziemią zmieszaną z popiołem i korzystają z niego bardzo chętnie.
Zakupiłam im ostatnio Dolfos dla niosek (przy wyliczeniach starczy mi do późnej wiosny, akurat do kwietnia jest data ważności), nie chcę im kupować specjalnie gotowej paszy mimo że strasznie ją uwielbiają, bo pomijając modyfikowaną soję która nie jest taka szkodliwa co modyfikowana kukurydza która wchodzi w skład owej paszy, także muszą się przestawić na witaminki z torebki
