Tak, to trociny z piły łańcuchowej, którą cięto drewno do kominka. U mnie nic się nie marnuje, gdy panowie skończyli robotę wkroczyłam z szufelką i zmiotką i wymiotłam podest prawie do betonu

Tu akurat sypałam trociny, ale zazwyczaj podsypuję suchymi liśćmi i patykami z rozdrabniarki. Mam ten luksus, że jesienią w klubie jeździeckim pracownicy zamiatają alejki i parkingi. Ja finalizuję duże worki z czarnej grubej folii, którą potem nakłuwam a liście wewnątrz polewam wodą z konewki. Potem wory związuję i układam jeden na drugim w kącie ogrodu. Co jakiś czas zachodzę tam i potrząsam je lub polewam konewką i ugniatam. Od wiosny gdy zaczyna się plewienie dosypuję ściółkę na rabaty opróżniając wór za worem. Oczywiście w momencie, gdy ściółka zrobi się cieńsza "przejedzona" przez żyjątka.
tralaluszy -
W przypadku podagrycznika nie można zastosować słowa "praktycznie". Ten chwast wyjdzie zawsze i żadna ściółka go nie zatrzyma, jedynie sukcesywne wyskubywanie do korzenia
