ŁUBINOWA HISTORIA
Wiatam serdecznie. Opowiem Wam dzisiaj moją przygodę z łubinem. Lubię ten kwiat. Przypomina mi moje
polskie dzieciństwo. Było go pełno w ogrodach i na działkach u sąsiadów. Jego wzniosłe, wielokolorowe świeczki
zawsze przyciągały mój wzrok. Chciałam go mieć u siebie w ogródku.
Latem 2006 sąsiadka zza płota posadziła łubin. Był już kwitnący jak go sadziła i szybko przekwitł zwalony przy okazji
mączniakiem. Zanim skończył swój krótki żywot pozbierałam nasionka, a nuż się uda. Wysiałam na wiosnę 2007
licząc że będę podziwiać jego kwiaty tego samego lata. Siewki wzeszły szybko i były nawet takie ładne.
Przepikowałam go do ziemi i czekałam cierpliwie. To nic że łubin nie znosi wapiennej, zasadowej ziemi a ja mam
właśnie taką. To nic że lubi ziemię przepuszczalną, a moja jest klejąca, gliniasta. Miałam cały czas nadzieję że da
sobie radę bo w końcu u sąsiadki kwitł, może krótko ale kwitł.
Malutkie łubinki rosły powoli ale rosły. Całe lato czekałam na kwiaty a tu nic. Nie było mowy o kwiatach ale roślinki
były ładne.
Następnego roku 2008 dwa z nich wyrosły na wiosnę. Były bardziej dorodne i mówię sobie, no w tym roku na pewno
zakwitną. Czekałam długo. Łubinki były często podgryzane przez ślimaki, wysuszane przez słońce, tłamszone przez
wybujałych sąsiadów ale rosły. Co jakiś czas pokazywały nowe piękne liście.
I tak czekałam całe lato 2008, a kwiatów ani śladu. Już chciałam je wyrzucić, bo zajmowały niepotrzebnie miejsce
którego brakowało. Ale jakoś się obroniły przed wyrzuceniem, może z powodu tych dekoracyjnych liści.
Przyszła wiosna 2009 roku. Łubinki znowu pokazały łebki i zaczęły się rozrastać. Nie miałam już żadnej nadziei że
któregoś dnia pokażą swoje kolorowe świeczki aż tu nagle na początku maja widziałam ślimaka obgryzajacego
jakiegoś dziwnego łubinowego pąka. I wtedy dopiero zrozumiałam że one BĘDĄ KWITŁY.
Szybko rozwinęły pąki i oto pod koniec maja mam łubinowe kwiaty. HURRA.
Jeden bidulek jest poważnie nadgryziony przez ślimaki.
ale dwa pozostałe kwiaty nie zostały wyczjone przez te bandziory i jakoś udało im się pozostać w całości.
Piękne są nieprawdaż ?
Co do koloru to nie mam szczęścia, są tylko filotewe a ja liczyłam na różne kolory. Ale i tak bardzo mnie cieszą i do
tego pasują do towarzystwa szałwi omszonej.
Łubinowe kwiaty oficialnie ogłaszam moim największym ogródkowowym osiągnięciem tego roku.
A na przyszły rok może będę miała całą łąkę tego filoletowego łubinu jak się rozkrzewi?
Ten ogromny sukces osiągnięty po trzech latach dodaje mi odwagi na posianie nowych kolorowych łubinków jeszcze
tego roku. Może dadzą pełno różnokolorowych kwiatów już w 2011 roku?
Kto wie?