Ja ją raczej wytnę

Poczytałam to co napisałaś Ty, poczytałam w necie. Nie wygram. Nawet jak zastosuję silniejszą chemię niż Emulpar i uda mi się chwilowo zwalczyć plagę (to plaga, te mszyce ŁAŻĄ po drzewie, po pniu i gałęziach, całymi stadami jak po autostradzie, jak to określił mój mąż) to najprawdopodobniej z powodu ałyczy, które rosną wzdłuż naszego płotu w odległości parunastu metrów max, będę miała kolejne ataki mszycy na moją śliwę. Pewnie po parę w roku, bo 16 pokoleń i jajka na zimę nie brzmią dobrze. Zero owoców i tylko będę kupować kolejne środki owadobójcze i mieć zajęcie, którego i bez tej śliwy mi nie brakuje. Żeby chociaż ta śliwa była dekoracyjna...
W ogóle to w czwartek zrobiłam dwa solidne opryski - rano i poprawkę wieczorem - Emulparem. Sporo mszycy udało się wytłuc, bo przed opryskiem na korze było zielono, a po dwóch opryskach większość była nieruchoma. Wczoraj była przerwa, dzisiaj z rana sprawdzam - znowu chodzą po korze całymi stadami. Znowu zrobiłam oprysk; 5l roztworu Emulparu poszło na drzewo, a część mszyc dalej spaceruje. Coś jest nie tak z moim roztworem Emulparu chyba. W czwartek miałam jeszcze gotowy preparat eko na mszyce, zaczęłam od niego, poszedł cały

, chyba on był dużo skuteczniejszy, ale na takie drzewo potrzebowałabym kilku opakowań. Już nie chce pisać, że szkoda na to kasy..
Wycinam. Kupię silniejszy środek, znaczy się chemię, spryskam solidnie, odczekam, rozłożę plandeki i może tnąc kawałek po kawałku, pakując od razu do worków, uda się zlikwidować problem

Posadzę tam za parę lat jabłonkę albo zrobię grządkę z warzywami..
W ogóle to pierwszy raz widzę mszyce, które są równie ruchliwe jak mrówki. Łażą i łażą...