Hej, ho, cześć i czołem,
nie zgubiłam się
Elwi, na Babiej - choć jakby co, to chętnie, ale w permanentnym niedoczasie. I trochę w Euro
Ale pomna zarzekań, że w tym roku niedoczas mnie nie zmoże, i pilnuję ogrodu i, uwaga, robię zdjęcia. Więc nawet jeśli teraz nie będę tu przesadnie gadatliwa, to zimą będzie z czego klecić wspomnienia.
Myślę też, że relacje z pieczary (copyright JagiS) i okolic będę dzieliła na fragmenty. Może pomoże, kto wie.
Raportując zwięźle, sezon różany rozpoczęła u mnie
Mme Alfred Carierre, i to już koncem maja:
Złośliwie zakwitła od góry, muszę ją chyba jednak jakoś przyciąć. Ale zakwitła pięknie, obficie, pachnąco. I kwitnie spokojnie dalej
Rhapsody in Blue - uczynię ją bohaterką tego wpisu:
Chyba nie muszę nawet dodawać, że piekna, pachnąca, wigorna i zdrowa, prawda? I ten kolor...
Milenka,
z ciekawostek to na pewno kwitnąca passiflora i obwojnik grecki, zazwyczaj kwitły w sierpniu, a tu, sama zobacz:
Aniu,
a jak będę dzisiaj kibicować, ha! Mam jeszcze wuwuzelę i sztyft do malowania policzków. Sławkowi powiedz, że dopiero sznyty na łydkach to prawdziwe wtajemniczenie. Jakby ktoś pytał ,to ja mam.
Madzia,
Niemożliwe, wylezie jeszcze, zobaczysz. Jakbyś chciała dokładkę, daj znać. Może jesienią bardziej jej podpasuje? Na pocieszkę
Duchessa z Montbello, sprawczyni moich oznak wtajemniczenia:
I taka jeszcze wizytóweczka na pożegnanie:
Miłego popołudnia; nie żałujmy gardeł dziś wieczorem!