Kobea została na wsi w takim hmmm... półsłoncu.
Puszcza wąsik uroczo i nawet mówiłam do rodzinki,.że to strasznie mądra bestia jest i wie w którym kierunku ten wąs kierować żeby się zaczepić.
Przedtem stała inaczej przy murku to kierowała wąsik w jego stronę, jak ją dałam przy płotku to obróciła wąsik w drugą. Zabawnie.
Niestety zabawnie mi nie jest po przyjeździe do miasta. Rośliny mi znów padły.
Te na parapecie zewnętrznym i zastanawiam się co było tego przyczyną... zmacałam donice i nie było ani za sucho ani za mokro, rzekłbym że w sam raz, a mimo to rośliny jakby uschły. Zrobiły się wiotkie i żółte...
Nie udało mi się ich ożywić , więc musiałam znów przerobić doniczki. Zostały tylko aksamitki i to nie wszystkie,.część zżołkła i zwiotczała. Zrobiłam więc podmiankę i na środek dałam pelargonię młodej obsadzoną koleusami. Po bokach poszło to co było z tym że już że zmieszaną zawartością. To co się uchroniło wyciągnęłam dla wszelkiej pewności z ziemi , opłukalam w razie jakby miały kontakt z niezidentyfikowaną chemią i wsadziłam do nowej ziemi. Ehh A tak liczyłam na piękne kwiaty za oknem.
Jedynie figa wyszła bez szwanku ale ona stała przy samym oknie więc może uchroniła sie przed tym co spotkalo doniczki posunięte dalej.
Ma już 3 listki
Liczyna za to się chyba przypalila od słonca
Natomiast wewnątrz jest bardzo spoko. Muszę pokazać moje koleusy bo są fajna ozdobą . Teraz już je zdecydowaniej obrywam i nawożę i bardziej zwracam uwagę na listki niż na kwiaty. Wykwitly się rok temu , nasiona mam zebrane, więc w tym roku stawiam na listki.
Jeszcze poluję na nowego Saturna, bo w sumie wszystko mam A tylko jego mi brakuje.