Jakoś bardziej boję się składu chemicznego zupki w proszku niż składu chemicznego żywokostu w gnojówce, której nie piję tylko podlewam nią roślinę.
Litości, gnojówkami od zawsze rośliny podlewali, bo kiedyś nie było takich oprysków i nawozów jak teraz i żyli.
Mnie szybciej zabije to, że pracuję w centrum miasta, mleko widzę tylko w kartonie, krowy nie widziałam od kilku lat i żywię się w McDonalds niż gnojówka z żywokostu, którym sobie pomidora podlałam i nie wiadomo czy ten pomidor w ogóle pobrał te "super toksyczne związki" z tej gnojówki.
Moim zdaniem dyskusja na temat tego czy żywokost jest toksyczny jest zbędna, wchodząc na ten wątek bardziej mnie interesuje czy też tak śmierdzi jak gnojówka z pokrzywy, jakie proporcje dać i co ile dni podlewać
