Za dzisiejszym pobytem na działce udało mi się posadzić prawie wszystkie cebulki, pewnie jeszcze gdzieś po kątach znajdę jakieś zapomniane, ale to będą już nieliczne. Świadomie nie posadziłam czosnków Schuberta, bo zupełnie nie wiem, gdzie znaleźć im miejscówkę. Te ich ogromne kwiatostany sprawiają mi niesamowity kłopot, są cudne, ale nigdzie mi się nie mieszczą



Soniu, skoro odradzasz mi ekipę archeologów, to w takim razie zlecę to zadanie osobisty facetom. Na pewno się ucieszą
Na brak deszczu ostatnio nie mogę narzekać, wody z nieba przez ostatnich kilka dni spadło pod dostatkiem, ziemia jest porządnie zmoczona, nawet pod dużymi hortensjami. Dzisiaj sadziłam cebulki, wszędzie jest mokro. Nareszcie nie musiałam latać z wężem i podlewać. Pod pomidorami też mokro, co nieczęsto się zdarza, do tej pory co dwa-trzy dni musiałam wlać im odpowiednią porcję.Jak to nawet ja
? Dalii mam kilkanaście, ale już nie bardzo mogę sobie pozwolić na więcej, chyba że jakaś mi wypadnie. W tym roku niestety wszystkie mi się spodobały i żadna nie wyląduje na kompostowniku. Jeszcze jest nadzieja, że nie wszystkie przetrwają zimę, ale eM dobrze się nimi opiekuje, to chyba nie mam na co liczyć
Od razu od Twoich pozdrowień zrobiło się jaśniej



Danusiu, każdy się czasami zakręci, nie patrz na to
Wcale Ci się nie dziwię, że uległaś błaganiom, mam niestety tak samo, za miękkie serca mamy, a potem kłopot gotowy, bo nie wiadomo gdzie to wszystko posadzić



Ewuniu, jeśli moje zawilce przeżyją zimę, co raczej zawsze im się udaje, to mogę Ci kawałek wysłać. Tylko jednego roku prawie całkowicie mi wymarzły, już myślałam że je stracę, ale na szczęście maleńki kawałek się ostał
Październik niestety łatwy nie będzie, ale przecież wszystko jest do przeżycia. Dam radę, najwyżej działka pójdzie na boczny tor. Na szczęście to już taka pora, że aż tak nie jest żal. Najważniejsze, że wszystko będę miała posadzone, resztę mogę zrobić na wiosnę. Dziękuję za troskę



Aniu, no widzisz, Sonia już sprowadziła mnie na ziemię, nie będzie archeologów

Hortensje w tym roku wyjątkowo ładnie się wybarwiły, tylko dębolistna jak na razie jakaś niewyględna, bardziej brązowa, a kwiaty dawno jej wyschły. Chyba źle oceniłam jej zapotrzebowanie na wodę i stąd ten jej marny wygląd. Może jeszcze chociaż liście pięknie się wybarwią?
Niedziela była bardzo udana, dziękuję



Dorotko, czule łechczesz moje ego, ale chyba jednak się nie zdecyduję

Cynie siałam zarówno z nasion kupnych, jak i z tych co sama zebrałam z moich ubiegłorocznych. W tym roku również będę zbierać, ale nie ze wszystkich. Mam również dostać od znajomej, bo też je miała wyjątkowe. Jakoś w pamięci mam cynie normalnego wzrost, jakieś takie do 100 cm, a tymczasem od jakiegoś czasu rosną bardzo wysokie, co chyba nawet bardziej mi się podoba. Czasami przydałaby się jakaś niższa, ale przecież nie można mieć wszystkiego. Są piękne i co równie ważne, mimo iż są wzrostu żyrafy, to stoją jak na baczność



Krystynko, hortensje to moja wielka miłość, na dodatek odwzajemniona
Nie wymagają jakiś szczególnych zabiegów, jedynie więcej niż inne rośliny wody i nawozu, ale takiego jaki właśnie wpadnie mi w ręce, byle by był do kwasolubnych. Nawożę tak, jak każe opakowanie, czasami jest to dwa razy w sezonie (jak np. w tym roku), a czasami trzy razy. I to wszystko. I w marcu tnę je bardzo krótko, zazwyczaj na jedno oczko. Mam je już od kilku dobrych lat i zawsze tak samo z nimi postępuję, ale one chyba czują, że są u mnie na piedestale i odwdzięczają mi się jak potrafią 
Lady of Shalot początkowo strasznie mnie wkurzała
Nie mogłam znieść pełnych uwielbienia opisów na jakie natrafiałam na forum. Przez cały sezon uparcie patrzyła sobie pod nogi, żebym mogła zajrzeć jej w oczy, musiałam padać przed nią plackiem. W kolejnym sezonie było ciut lepiej, ale jeszcze wcale nie powalająco. Dopiero w trzecim roku rzuciła mnie na kolana, rozrosła się i nabrała ciała. W pierwszym kwitnieniu udaje cnotliwą panienkę, grzeczna aż do znudzenia, raczej nie szaleje i zazwyczaj zachwyca kwiaty, bo ma je przecudnej urody. Za to po pierwszym przycięciu, puszczają jej wszelkie hamulce
Wypuszcza długaśne baty, teraz mają na pewno przynajmniej po dwa metry długości, ale ładnie rozkładają się na boki zajmując dość sporo miejsca. U mnie oczywiście nie ma go zbyt wiele, ale za to wdzięcznie opiera się o Rhapsody z jednej strony, o drzewiastą lilię z drugiej, z trzeciej przytula się do Pink Love. Jednak z uwagi na ogromną drapieżność owej panienki, chyba jednak będę musiała zamówić dla niej jakąś podporę. Podsumowując: jeśli tylko masz miejsce, to nawet się zastanawiaj, tylko kupuj 


Lucynko, o nie, ja żadnych norm nie wyrabiam
O, biedna Ty


No Kochani, to była wyjątkowa niedziela
Noc w pracy minęła nadzwyczaj spokojnie, rzadko się u nas zdarza, żeby przez dwanaście godzin nikt do nas nie zawitał, a tak właśnie było tej nocy. Nie trzeba nas było namawiać na wykorzystanie nadzwyczajnych warunków i już o północy wszystkie smacznie spałyśmy. Jeśli natomiast myślicie, że rano obudziło mnie słoneczko, wesoło zaglądające przez okna, to jesteście w grubym błędzie. Niebo było dalej zachmurzone, a temperatura wcale nie powalała. Co prawda było 11*, a to na pewno lepiej niż ostatnie zaledwie 5*, ale bluzę musiałam zapiąć prawie po samą szyję. Jadąc na działkę zajechałam do parku, żeby pod bacznym okiem kamer zerwać kwiatostany rozplenicy Majesty
Kiedy wracam z działki, w parku jest zbyt dużo ludzi i byłoby mi niezręcznie. Ale żeby nie było, przebierając z niecierpliwości nóżkami doczekałam do końca sezonu i dopiero teraz popełniłam ten niecny czyn


Jadąc już przez las, rzucałam bacznie oczkiem raz w jedną, raz w drugą stronę licząc, że może wypatrzę jakiegoś grzybka nadającego się na dodatek do spożycia. I wypatrzyłam
No, może nie znalazłam jakieś powalającej ilości, bo zaledwie siedem sztuk, ale w tym całkiem spory szmaciak, który wystarczył nam na raczej skromną kolacje, ale zawsze smak poczuliśmy. Na działeczce raczej zimno. Na szczęście mam tam w co się przebrać, założyłam więc bluzę i jeszcze na to kamizelkę, bo jakoś zimno ciągnęło po plecach i z pretensją spoglądałam w niebo, uporczywie wypatrując obiecanego słońca. Poddałam się jednak w końcu i nie bacząc na jego brak, wzięłam się do roboty. Dzisiaj musiałam posadzić wszystkie cebulki, zarówno te, które kupiłam, jak i te wykopane w czerwcu. Całe szczęście, że wykazałam się niespotykanym u mnie umiarem i nie miałam tego wcale tak dużo. Posadziłam kilka odmian szafirków, tulipany i kilka hiacyntów. Co najdziwniejsze, tylko w jednym miejscu natknęłam się na już rosnące w tym miejscu inne cebule, ale chyba nawet udało mi się żadnej nie uszkodzić


W kilku miejscach wypieliłam, ale raczej tak chaotycznie, tam gdzie dojrzałam jakiś większy bałagan, tam przysiadałam na chwilę, żeby doprowadzić to miejsce do porządku. Zebrałam pomidory, uprzątnęłam prawie do końca dynie, zostawiłam tylko dwa, jeszcze nie do końca wybarwione owoce, a resztę zapakowałam do domku, na chwilowe przechowanie. Nie ma ich w tym roku zbyt wiele, coś poszło mi nie tak, w następnym roku będę musiała się bardziej przyłożyć do ich uprawy. Pomidorów jeszcze trochę będzie, oby tylko jakoś mocno nie zepsuła się pogoda, to nawet może wszystkie dojrzeją chociaż w stopniu umiarkowanym?


Nie mogłam zostać na działce dłużej, bo wczoraj ściągnęłam sobie na głowę dodatkową robotę. Pojechałam z eMem na rynek po warzywa na kolejną porcję keczupu i kupiłam wszystko tak, jak zaplanowałam, ale w oczy wpadły mi dodatkowo nadzwyczaj nadające się do suszenia pomidorki. I jak ich nie wziąć, kiedy zazwyczaj jest tak, że jak po niej pojadę, to zawsze są same duże? Tym razem były takie akuratnie, nie za wielkie, takie jak lubię. Zapakowaliśmy więc 12 kg dodatkowej roboty i pojechaliśmy do domu. Za wszystko zabrałam się od razu wczoraj, ale zarówno keczup, jak i suszone pomidory wymagają bardzo dużo czasu i cierpliwości. EM i Filip przez jakiś czas wszystkiego dopilnują, ale nie mogłam pozwolić, żeby przesuszyli pomidory, bo nie będą nadawały się do jedzenia. To wcale nie takie poste zdjąć je w odpowiedniej chwili, sama mam z tym problem. Dlatego dzisiaj nie mogłam zasiedzieć się na łonie przyrody, chociaż na koniec zrobiło się tak cieplutko i przyjemnie, że z żalem opuszczałam działkę.


Do zobaczenia








































