Annes, sprawdź sobie koniecznie maila. W ubiegłym roku Ewa dzwoniła przed wysyłką. W tym roku rozsyła maile

Nie ta astma mnie przeraża, bo jeśli to faktycznie będzie jedynie wysiłkowa albo alergiczna (na konkretne pyłki wiosenne) to pół biedy. Przeraża mnie fakt, że przez prawie tydzień łykałam antybiotyk, bo lekarz się nie wyznał, że to oskrzela. Do drugiego nawet dobrze nie usiadłam i od razu było hasło.. "o pani pewnie po leki na astmę"

Można? Można.
Eliza, na moich rabatach rządzą dwa koty. Kochane pieszczochy, ale czasem jak mi coś wydrapią albo połamią to
Aneczka, czegóż u mnie nie ma uśmieszku pod tytułem leję po tyłku aż będzie czerwony i odechce ci się takich prognoz

W tym tygodniu przyjeżdżają róże. mam zamiar sadzić w najbliższą sobotę.. zrozum, skórki bananów zaczynają się psuć, nie można dłużej czekać
Tulap, widzisz, czasem udaje mi się coś zrobić jak należy

Ale twój tulipan i tak przebija wszystko
Sonia, dziękuję

Moje prace ogrodowe zostały przerwane przez rozwalony sekator.. na co Mąż zasugerował żebym nie przesadzała z tymi inhalacjami

Dla porównania, wczoraj ledwo chodziłam
Nastia, dzikie gęsi

A więc dokładnie wiesz o czym mówię
Rozana, jakoś nie potrafię sobie wyobrazić wiosny bez ptaków... Dzwonił wczoraj brat męża z Torunia i był w szoku, że u nas tak ptaki słychać przez telefon. U niego jedynie auta, karetki i huk wielkomiejski
Aniu/Nena, muszę założyć bramki na tę autostradę

Daj znać jak twoje bociany dolecą..
Camelia, gdyby leciała tylko jedna "seria" też nie byłoby szans na zdjęcia, ale one leciały w odstępach co 20 minut.. Dziękuję w imieniu krokusików
Szamanko, nie dopuszczam do siebie myśli o zimnym weekendzie, wszak róże w drodze
Zuza, a ty wiesz ile pszczół potrafi się zlecieć do tych kilku krokusów, to niesamowite. A ja jak ten szaleniec siedzę przed rabatą i obserwuję.. Sąsiedzi muszą mieć ubaw.
Jagodo, z kociakami wiąże się przesympatyczna historia. Jeśli masz ochotę poczytać to zapraszam.
A było to tak. Jakieś dwa lata temu, moja teściówka, spotkała na naszym ryneczku/bazarze dwa maleńkie i totalnie wychudzone kociaki. Jakaś bezdomna kotka okociła się i pozostawiła te maluchy na pewną śmierć. Nie wiadomo co się z nią stało. Kocicy nie było, zostały maleństwa. Właściciele stoisk przepędzali je i nawet planowali zamknąć w pudłach i zostawić przy kontenerze jako jeden z odpadów. Teściowa początkowo nie chciała się angażować, ale jak usłyszała, że maluchy mają skończyć w śmieciarce, tak wzięła je do domu i stwierdziła, że znajdzie dla nich nowego właściciela. Koty były takie zdziczałe, że długo nie pozwoliły do siebie podejść. Rudzielec prychał na dzieci, a kolorowa kotka uciekała jak tylko ktoś podnosił głos lub rękę. No jednym słowem nieciekawe towarzystwo, ale dzieciakom to nie przeszkadzało. Codziennie chodziły karmić i przypatrywać się rodzeństwu. Młode dostały też swoje prowizoryczne imiona: Kizia zwana Kiziulą-miziulą i Rudzio-rudek. Wszystko miało być tak na chwilkę, żeby podleczyć te małe szkielety, a potem oddać w dobre ręce. Nikt nawet nie zauważył momentu, kiedy koty podrosły, nabrały masy i zaczęły nas traktować jak swoich. Imiona wymyślone przez dzieciaki przylgnęły na stałe, a teściowka kupowała kuwety, smakołyki, zabierała do weterynarza (odrobaczenie i sterylizacja), wpuszczała na salony. Koty zostały. I do dzisiaj są niesamowicie wdzięczne. Drugich takich przytulasów nie widziałam

Radości sprawiają co niemiara.. ale żeby tak nie słodzić dodam, że utrapieniem tez potrafią być. W tamtym roku zrobiły sobie safari na środku rabaty i przez nie pozbyłam się Ville de Lyon
Wszystkim życzę dobrej nocy i kolejnego słonecznego dnia.