Już myślałam, że dzisiejsza wyprawa na działkę nie dojdzie do skutku. Przygotowałam sobie rzeczy na działkę, zapakowałam
bierdonkową różyczkę i książkę do plecaka i wyjrzałam przez okno. A tam:
deszcz 
Jaki deszcz, przecież miało nie padać

. A tu pada i pada, niby nie mocno, ale co ja będę robiła w taką zapłakaną pogodę na działce? No dobra, trzeba to trochę przeczekać....I tak od okna do okna. Może już nie pada? Eeeee, pada.... Wreszcie się doczekałam. Zrobiłam jeszcze sobie herbatę do termicznego kubka i nareszcie ruszam. Jeszcze tylko pożegnanie z synem, takie szybkie, bo inaczej się rozpłaczę.
Dzisiejszy dzień był bardzo przyjemny, ale była to radość przez łzy. Mój starszy syn wyjechał właśnie dzisiaj do pracy za granicę

Wiem, że wyjechał do lepszego i nie on pierwszy. Za kilka dni będzie mi na pewno łatwiej i trochę przywyknę. Ale dzisiaj jest mi ciężko.
Po przybyciu na działkę zza chmur, najpierw nieśmiało, potem już coraz śmielej wyjrzało słońce. Było chłodno i wietrznie, ale słonecznie. Nie zrobiłam tyle ile chciałam, bo ciągle trafiała mi się
zawiecha, a od czasu do czasu nawet łzy. Dokończyłam wycinanie suchych badyli. Ścięłam swojego wielkiego miskanta, powojnika Cassandrę, świecznicę i sporo innych. Rozpaliłam w kominku i małymi partiami dorzucałam suszki do pieca. Nie mogłam sobie poszaleć, bo komin po zimie był zimny i mógłby pęknąć. Przynajmniej tak twierdzi eM, a ja ponieważ się na tym nie znam i ponadto uwielbiam swój kominek, to tym razem posłuchałam jego wskazówek
Nawet nie mogłam się za bardzo rozprzyjemnić, bo ciągle krążyłam pomiędzy ogrodem a domkiem. Następnie wygrabiłam wszystkie zalegające liście, trawy, walające się po całej działce kwiaty hortensji. Nie wycinam ich na jesieni, bo lubię je nawet zimą, przykryte kołderką śniegu. Na wiosnę są wszędzie, głównie pod płotem. Ale teraz już ich nie ma. Zaczęłam odgarniać kopce różom i mimo wcześniejszym obawom idzie mi to całkiem sprawnie. Pod kopcami pędy są zielone, ale kłów jeszcze za bardzo nie wystawiają. Odgarnęłam tylko kilka, na więcej nie miałam czasu. Mogłabym co prawda jeszcze porobić z godzinkę, ale zaczęło się robić coraz zimniej i jednak nie chciałam przegiąć. Nie zdążyłam również przyciąć hortensji. Może uda nam się pojechać w sobotę chociaż na godzinkę, to zrobię to wtedy.
A, wyznaczyłam również miejsca pod nowe róże

Przyjadą tylko cztery, to jakoś jeszcze znalazłam dla nich miejscówki, chociaż nie było łatwo. Dla powojników na razie nie widzę miejsca, ale one mogą sobie pomieszkać jeszcze na balkonie
Ewa-ewarost, moja podróż króciutka, tylko na działkę

Ale przygotowania spore. Po zimie nie ma tam niczego. Wzięłam tylko niezbędne minimum, ale plecaczek zapakowałam.
Ewa-ewka36jj, jeżeli znasz nazwy swoich powojników, to wystarczy, że je sobie wyguglasz. I już będziesz wiedzieć. W moich sześciu, mam zarówno takie, które się tnie przy samej ziemi, takie które się tnie średnio, jak i taki, którego nie będę ciąć zupełnie
Moje dwie różyczki przyszły już dzisiaj, ale byłam tak zmęczona, że nawet nie zrobiłam im zdjęcia

Od razu powędrowały do piwnicy moczyć nóżki.
Lucynko, to szczęście dzisiaj wyraźnie przymglone

jak widzisz wcale tak dużo nie zrobiłam. Plany miałam zdecydowanie większe, ale nie wyszło

Mam jednak jeszcze na wszystko sporo czasu, zdążę.
Basiu, wcześniej go przygotowuję, coby nie zemdlał przy płaceniu. Przesyłki przychodzą do niego do pracy, tam zawsze ktoś jest, a mieszkanie często puste. Tylko Kaprys się snuje, ale odbierać róż nie chce. Taki niewdzięcznik
Bea, kto by się spodziewał, że nie każde nasionko jest pełne? Myślałam tylko, że one tak mają i słabo kiełkują. !00%

Brawo Ty
Wychodzą korony
Miłego dnia

U Was pobuszuję jutro
