Witajcie!
W zeszły piątek wybraliśmy się z Marysią z naszego forum i z moim M na bardzo fajną wycieczkę do Marty, również forumowiczki.
(Cieszę się, że poznałam tu kilka ogrodniczek z mojej okolicy i wreszcie mogę uczestniczyć w spotkaniach ogrodowych.

)
Dzień był ciepły i słoneczny, podróż spokojna, towarzystwo bardzo miłe, ogród Marty piękny. Zjedliśmy pyszny obiad i wróciliśmy z pudłami roślin,

no nic chyba nie mogło pójść lepiej.
Poniżej kilka fotek z ogrodu
Marty koziorożca:
Grażynko, przekazałam i bardzo Ci dziękuję w imieniu mojej mamy.
Jagi, witaj!

Dziękuję Ci bardzo za pozdrowienia.
Te żółte ptaszki u mojej mamy są chyba dużo, dużo mniejsze od naszej wilgi, której nigdy nie miałam szczęścia zobaczyć na żywo. Ale są takie bardzo radosne, chyba dzięki tym kolorom.
Z przyjemnością się je obserwuje. Kardynały są zjawiskowe, jak już się uda jakiegoś zobaczyć.
Były też piękne, wielkie szafirowe motyle, o takie:
https://www.google.pl/search?q=Morpho+p ... 50#imgrc=_
Ale nigdy nie udało mi się podejść do nich blisko z aparatem. Może to i dobrze, bo widzę, że żadne zdjęcie z przeglądarki nie jest w stanie oddać ich urody, tego, jak mienią się odcieniami głębokiego szafiru - to wcale nie jest taki jasny kolor, jak na zdjęciach z netu.
Mężczyźni na całej kuli ziemskiej są w dużej mierze tacy sami...
A teraz - tak, bardzo cieszę się powrotem do kraju i naszym zarośniętym ogródkiem na łące.
Asiu - zwierzyna przyłazi, oczywiście. I karmi się, czym tylko chce. Zające kocą się w truskawkach lub pod bukszpanami i ścierają sobie zęby, gryząc mamy kwiaty i krzewy. Są wiewiórki ziemne - też robią szkody, jak nasze norniki. Poza tym są oposy - ja ich nie widziałam, ale ja nawet lubię oposy i uważam za mało szkodliwe (owocami się żywią), w porównaniu do np. szopów praczy.
U mamy przynajmniej nie grasują sarny i inne takie, chociaż tej jednej plagi jej oszczędzono.
A tak w ogóle to nasze polskie określenie "ogród" z definicji zakłada jakieś wydzielenie i odgrodzenie przestrzeni.
Może dlatego, że w Europie od wieków każdy z każdym musiał walczyć o przestrzeń do życia, nie tak jak w Stanach: przypływasz, zabijasz Indian, resztkę spychasz do rezerwatu i masz pół kontynentu dla siebie, budujesz potęgę gospodarczą i nikt ci nie podskoczy.
Dalisbea, witaj!

Cieszę się, że do mnie zajrzałaś i że Ci się podoba. Zapraszam. (Ja też pochodzę z lubelskiego.)
Ewuś, Ewelinko, Marysiu, cieszę się, że foto-relacja się Wam spodobała.
Muszę wreszcie znaleźć czas i napisać też coś o naszym ogródku.
Marysiu, jak uda się jeszcze razem spotkać tej jesieni i nie będzie za późno na narcyzy/żonkile to się przypomnę. Ale nie wiem, więc nie kłopocz się tym teraz.
Pogoda od poniedziałku jest okropna, a my z M złapaliśmy jakiegoś wirusa i cały tydzień będzie zmarnowany na chorowanie.
