Witam po dość pracowitym weekendzie. Na szczęście nie przeziębiłam się: syn i pogoda czuwały nade mną

. Coś pchnięte do przodu, ale oczywiście pracy mnóstwo, przydaloby się mieć z 3ch ogrodników, żeby ogarnąć siedlisko.
Rozpoczęłam płotek, ale do końca chyba wieki miną, więc póki co pies na łańcuchu

.
Kasiu 
jak miło, że zaglądasz do mnie nawet z dalekich krajów

. W weekend skupiałam się na podwórku, bo jak zginął śnieg to pokazał straszny obraz. Potem wzięłam się za robienie płotka, nie zzajrzałam do krzewów

, ale owocowe wciąż w pączkach, więc pewnie inne też.
Liczę na cebulowe, ze się rozrosną, ale i to co mam teraz bardzo mnie cieszy. Jesienią będę dosadzać kolejne, może te większe, bo teraz mam botaniczne, zeby szybko wiosnę mieć
Jola, moje dalie żyją, mam nadzieję. Bynajmniej nie widzę, zeby pomarzły. TO może podeślę Ci choć po kawałku z tego co mam? Przykro, żebyś nie miała ich u siebie, bo tak ładnie wyglądały w lesie
Mnie za to udało się uśmiercić mieczyki. Całą zimę przeżyły a na przewiosniu spleśniały, może choć przybyszowe ziarenka się uchowały. Posadzę/posieję w donice jak Ty i będę mieć szczypiorkow mieczykowych urodzaj. Ciekawe jak długo mężnieją takie maleństwa przybyszowe?
Trochę zdjęć mam, ale najpierw trzeba je obrobić
