Maryś, nasze róże mają trudne życie.
Gdy wypadły Sisi ( maizer fastancht), naprawdę się ucieszyłam.
Paskudnie gnijące kwiaty, szklarniowej róży, kupione i posadzone w ogrodzie - nie dziw, że główną jej ozdobą były pleśniejące płatki po każdym deszczu.
Róże nie znoszą stagnującej wody w podłożu, tak charakterystycznej dla gleb gliniasto-ilastych o dużej spoistości.
Wyjście , z takiej sytuacji ,oczywiści jest, ale...raczej na męskie siły, niż subtelnej ogrodniczki.
Kopie się doł na ok. 60-80x 80cm, przebija sączki przez glinę zwalistą, aż do warstwy przepuszczalnej, sypie się drenaż o średniej przesączalności i dopiero potem wypełnia, gliną mieszaną w różnych częsciach z piachem rzecznym i kompostem/ przekompostowanym obornikiem. Można też zrobić grządki wzniesione z podobną mieszanką, bo róża lubi gleby ciężkie ale żyzne i przepuszczalne.
Samo wykopanie dołów w glinie, bez odprowadzenia wody, skutkuje utopieniem korzeni w okresach wysokiego poziomu wód gruntowych, a w zimie - korzenie stoją w zamrożonym lodzie.
Dlatego najlepiej już na początku ogrodniczej kariery, najpierw zrobić generalny porządek z glebą, nawet za pomoca koparki, niż potem znojnie walczyć tak jak my, z pojedynczymi dołkami.
Dobry sposób przygotowania miejsca na
całe, nieraz kilkudziesięcioletnie życie, gwarantuje zdrowie i wzrost, tej wymagającej roślinie.
