W końcu lat 90-tych dużo słyszało się o chorobie wściekłych krów. Moja córcia siedziała sobie przy stole w kuchni i piła mleko. Nagle zauważyła, że na kartonie z mlekiem jest namalowana krowa. Oczy robiły jej się coraz większe, widać dotarła do niej brutalna prawda... "Mamo, a mleko jest od krowy..." stwierdziła... ja na to, że oczywiście... a ona z przerażeniem w głosie:
- ale krowy są zwariowane!!!
.......................
Szliśmy do znajomych, córcia zauważyła strażników miejskich i pyta:
- mamo, a kto to?... odpowiedziałam, że to strażnicy miejscy
Córcia pyta dalej:
- a po co oni tak chodzą? ... a ja na to: pilnują żeby był porządek w mieście... widocznie taka odpowiedź ją satysfakcjonowała, bo nie drążyła tematu.
Wieczorem wracamy do domu, córa staje w progu swojego pokoju i z olbrzymim rozczarowaniem mówi:
- a tu nie było straża miejskiego....
.........................
Asia uwielbiała kolorowanki. W jednej z nich był miś przebrany w stroje z rożnych zawodów.
Pytanie pod rysunkiem - Za kogo przebrał się miś?
Na początku dobrze jej szło... aż tu nagle pojawił się miś w galowym stroju górnika.
Na moje pytanie - za kogo przebrał się miś, była chwila konsternacji, a po chwili Asia wypaliła:
- za ananaska
Na następnej stronie miś był w stroju strażaka, z wężem strażackim w dłoni. Na moje pytanie - za kogo przebrał się miś Asia rzekła :
- za konewkarza

(chyba zapamiętała mamusię z wężem w dłoni

)
Tłumaczę więc dziecku, że konewka przecież inaczej wygląda, pomyśl córcia.... więc córcia wymyśliła:
- za sikacza - mówi niezrażona
Ja nauczycielka, a moje dziecko do przedszkola również chodzące, wykazało ewidentne braki w elementarnej edukacji !!!
