Witam serdecznie,
Dziś dostałam od mamy czerwone pelargonie bluszczolistne bo niestety z mojej uprawy tylko jedna się przetrzymała w porównaniu do różowych szczepionych na jesieni.
Te czerwone są zeszłoroczne, stały na oknie w pokoju, są bardzo wybujałe więc ściełyśmy wierzchołkowe sadzonki ale i tak zostały jeszcze długie pędy, nie chciałabym ich wyrzucać bo zależy mi na tej czerwonej odmianie, więc moje pytanie jest taki czy mam je przyciąć czy po prostu zastawić tak jak jest i czekać z nadzieją, że może jeszcze jakaś szczepka urośnie?
Mój sposób na pelargonie to szczepienie na koniec lata czyli tak na jesieni prawie już, a że dla tych skrzynek nie mam niestety miejsca w domu, to z bólem serca lądują w piwnicy gdzie zazwyczaj gniją bo jest tam dość wysoka wilgoć.
Co prawda w tamtym roku znalazłam im miejsce w trochę widniejszej piwnicy, o ile w ogóle da się to nazwać widną piwnicą, zauważyłam że na niektórych, są małe oczka więc się ucieszyłam i kosztem domowych kwiatków wstawiłam na parapety. Nie wiem czy dadzą radę urosnąć do lata i czy coś z nich będzie, więc to taki eksperyment trochę i są to tylko wszystkie różowe, dlatego tak piszę do Was z prośba o jakąś rade lub podpowiedź.
U mojej mamy takie pelargonie zimują w domu, bo jest na tyle tam okien,że mają prawie jak w niebie
Część idzie na dodatkowe uzupełnienie sadzonek tych z jesieni a część po prostu na drugie królują drugą kadencję na balkonach.
Te które dostałam miały być tylko na sadzonki apotem wyrzucone, dlatego chciałabym im dać jeszcze jakąś szansę, bo mi ich trochę szkoda
Chciałabym spróbować, a jeśli się nie uda to i tak pewnie coś od mamy dostanę, bo ona zawsze na jakieś nadwyżki

które mi daje, ale mimo wszystko chciałabym spróbować.
.............................................................................................
Pozdrawiam