kogra pisze:A sprowadzanie oryginałów ze Stanów to wielkie przedsięwzięcie i ryzyko.
Można wiele stracić a i tak nie ma się gwarancji, że wszystko będzie zgodne z zamówieniem, nie mówiąc już o stanie roślin w jakim do kraju dotrą po takiej podróży.
hej
mysle, ze jest tu troche ludzi w dluzszym ode mnie
czasokresem choroby liliowcowej i nie chce sie kreowac na autorytet, ale musze troche zaprotestowac
wiadomo, ze internet wszystko zniesie, ale potem latami bedzie to wyrzucac w googlach,
wiec jezeli piszemy cos na .... zaawansowanym amatorsko - zawodowym forum, w ktorym kopia ludzie chcacy sie doszukac jakiej wiedzy, to nie piszmy beznadziejnych bzdur.
zacznijmy od polnocnych liliowcow
NIE MA TAKICH
ojczyzny gatunkow botanicznych ciagna sie od Japonii, Korei, podnoza Himalajow podobno pod Kaukaz wiec trudno o polnocne odmiany
moze tez nie opowiadajmy o skandynawskich ogrodach kwiatowych
czy to sie komus podoba czy nie, dzisiaj krolestwem liliowcow jest USA - tam jest najwiecej szkolek, hodowcow a przede wszystkim uprawiajacych masowo te kwiaty ( podobnie jak w przypadku roz - Anglia i Francja ), wiec wiekszosc nowych odmian pochodzi z USA i te, niestety, nie kochaja specjalnie polskiego klimatu
jeśli juz, to dobrym pomyslem jest jest szukanie na stronach kanadyjskich ktore z tych odmian wytrzymuja kanadyjskie warunki
dorzucam pare podpowiedzi:
http://www.northernmecca.com/
http://www.ontariodaylily.on.ca/ods_hybridizers.htm
nigdzie tez sie nie sprzedaje liliowcow jak karpii przed swietami, tj kwitnacych w doniczkach lecz raczej wykopane z korzeniami
nie dotyczy to oczywiscie szmelcu in vitro, ktory w pierwszej chwili trafia do doniczek, bo ma rozmiary jak siewki przed
pierwsza jesienia.
tu jest wlasciwy moment na pewna dyskusje - ile wiecej warto wydac za rosline ktora zakwitnie prawie na pewno w roku posadzenia i po trzech latach rozrosnie sie w kepke, niz za cherlaka na ktory trzeba bedzie chuchac i dmuchac by (byc moze) w trzecim roku zobaczyc pierwsze pare kwiatkow (ups..... jest

stella d'oro, .... a mial byc clothed in glory.... ;:99 )
pamietajmy tez, ze prawdziwy szkolkarz ( i w Polsce rozmnazajacy w gruncie znane i pewne ale niestety ograniczone asortymentowo odmiany, i w USA ) w przeciwienstwie do handlarza chinsko-niderlandzkim szmelcem in vitro dba o reputacje, wiec ryzyko kupna nie tej odmiany jest minimalne.
jedyna bariera utrudniajaca zakupy tam sa wylacznie problemy z kategorii urzedasowo-pocztowo-typowopolskiech_nonsensow
bo mam przypadek, ze jedna paczka z roslinami przyjachala mi stamtad w tydzien ( nie zauwazona przez sluzby dbajacych o dobro naszej ludowo-demokratycznej Rzeczpospolitej ) i dziwnym trafem na 100 odmian nie bylo zadnej pomylki
na pocieszenie dodam, ze podobnie jest w calej Europie, co najlatwiej sprawdzic na wlasne oczy na ebay`u: odmiany za kilkadziesiat - sto euro sprowadzane z usa i rozmnazane w gruncie i te same w wersji badziewnej-in virto za pare drobniakow
albo jakosc albo chinszczyzna
mz