Przeglądam swoje róże i zapisuję uwagi z pierwszego roku ich uprawy.
Rosenfee - wdzięczna różyczka, miała krótką przerwę w kwitnięciu, teraz zaczyna to nadrabiać, ma moc pąków. Na tej samej rabacie Pomponella. Pierwsze kwitnięcie oszałamiające, przerwa i teraz zaczyna ponownie, choć bez takiego rozmachu jak poprzednio. Obu różyczkom jak na razie zdrowie dopisuje.
Carina - długo traktowałam ją jako NN, aż się dokopałam do etykietki.

Piękna róża, bardzo mi się podoba. W bezpośrednim sąsiedztwie NN, którą jako pierwsza zaatakowała czarna plamistość. Carinę też trochę dotknęła, ale minimalnie.
Komet - róża posadzona wiosną tego roku z gołym korzeniem. Długo się zastanawiała z rozpoczęciem wegetacji, wreszcie ruszyła. Cynobrowo - czerwona, tak przynajmniej określa jej kolor Rosarium. Nie mam wyrobionego zdania o niej, poza tym, że mam kłopot z uchwyceniem jej koloru.
Ingrid - moja ulubiona z wielkokwiatowych. Wigor niesamowity. Radosna i zdrowa. Trochę usidlił ją bieluń ale już został przywołany do porządku. Zdrowie bez zastrzeżeń, mimo, że rośnie na tej fatalnej rabacie z czarną plamistością.
Gloria Dei - piękna róża, mocno się rozrosła. Kwitnie wieloma kwiatami. Niestety, nie oparła się czarnej plamistości. Mocno ją ogołociłam, co nie przeszkodziło jej w bujnym kwitnięciu.
Mister Lincoln - sąsiad Ingrid ale zdecydowanie od niej delikatniejszy. Kwiaty szybko przekwitają. Trzyma się dość zdrowo i jak na Prezydenta przystało dumnie podnosi głowę. Jest o key.
Kronenburg - jedna z piękniejszych róż. Pechowa sąsiadka zarażonej plamistością NN, choć wyszła z tego prawie obronna ręką.
Larisa - muszę przyznać, ze mnie trochę rozczarowała. Nie o to chodzi, że kwiatuszki są malutkie. Szybko przekwitają i robią to nieładnie. Spora przerwa w kwitnieniu.
O Saharze powiedziałam już chyba wszystko, ale jej to nie rusza. Kwitnie bez przerwy, budząc zdziwienie wszystkich, którzy ją oglądają. Lubię ją po prostu.
Reszta "na potem".