Ja to chyba uwielbiam wszystko co kwitnie, dzikie i ogrodowe. Dlatego nie cierpię ogodu typu: trawnik plus tuje
Idealny kwiat jest pachnący, kolorowy, chętnie różnobarwny, roślina pnie się (pnącze), bujnie rozkrzewia lub wysiewa po całym ogrodzie. Ideał:
groszek pachnący. Bliskie ideału: lwia paszcza, róża (zwłaszcza dzika), bratek (niektóre pachną miodem!), tulipan, wilec, nagietek, malwy pełne, aksamitki, lewkonie (z maciejką włącznie), lawenda, piwonia, dwubarwne łubiny, dalie, astry i wiele, wiele innych. Wszystkie
kolorowo kwitnące krzewy.
Koleusy w każdej postaci
Minus dostają rośliny o skórzatych, wielkich liściach, zwłaszcza o niepozornych kwiatach, albo o liściach szablastych, sztywnych, albo szarych i włochatych. Dlatego funkia wywołuje we mnie fizyczne obrzydzenie, to chyba jedyny kwiat ogrodowy, do którego się nie przemogę. Do innych tak, choć duży minus dostaje np. jeżówka i podobne. (Od dzieciństwa brzydzę się też nasturcji, ma ohydny smak

ale w tym roku kupiłam pnącą i zasieję dla pięknej barwy kwiatów.) I rododendrony - niby ładne, a nie lubię i już!
Nie lubię też, gdy rośliny wysokie, sztywne i nierozgałęzione sadzi się w gęsty, długi szpaler. Kanna - tak, ale pojedynczo lub w skupieniach, a nie rządkiem wzdłuż trawnika, jak żołnierze na musztrze

Albo jak rządek kukurydzy w polu... Zwłaszcza ta o ciemnoczerwonych liściach i drobnych kwiatach, fuj! no, ale gust nie podlega dyskusji. Wybaczcie nowicjuszce.[/u]