No siema!
Józek, szkoda gadać. Zbyt optymistycznie podszedłem do tematu. Generalnie to 20% zadowolenia.
Opiszę po kolei.
Co się okazuje. Nie było -2 tylko -4 stopnie. I to akurat wtedy w pierwszą noc gdy byłem w robocie w nocy.
Na drugą noc miało być podobnie , więc już do łopaty i obie duże figi z owocami do garażu brezentowego poszły( w nim całą zimę prawie stały , no może od lutego).Wcześniej na otwartym terenie bez osłon.Więc były zahartowane. Kolejna noc po te -4 było -5 (

). I potem już było cieplej, to po 2 dniach figi ponownie poszły do ziemi z donicami.
O teraz co się okazuje, to już efekty- wszystkie mniejsze zawiązki(takie wielkości ziarna grochu) po pewnym czasie stały się żółtego koloru i tak po woli odpadają. Jedynie te większe jak czereśnia- te są i nic im mróz nie zrobił. Na każdej fidze było ok.14-15 owoców ,zostało na jednej 8 szt a na drugiej 5 szt.I tym już raczej nic nie grozi. Figa zero strat na liściach mimo, iż liście już miała podczas mrozów(dotyczy to obu , mimo iż piszę "figa"). Co do dwóch w gruncie. Jedna ta "awaryjna", czyli BT straciła liście i lekkie plamki na pędzie od mrozu są, ale już się obroniła, wypuściła już "czuby" bo akurat one były uśpione i bije już z zapasówek na pędach.
Druga figa, czyli "niby Peretta" zaczyna się bronić i już bije z zapasówek, czub na razie stoi ,albo po woli się rusza ( nie widać zbytnio, bo osłonek nie ma tylko zielony pąk). Oczywiście ona też się obroni bez problemu. Ale jej mróz też liście uszkodził. Po prostu był za duży przymrozek, bo dwie noce po -4/5 stopni to jest za dużo.
Ja takiego roku nie pamiętam aby 22-go maja tak było. Wszystko zostało wymrożone. Nie tylko figi, bo one akurat najlepiej to zniosły u mnie.Nie ma ani jednej gruszki, śliwki, nawet porzeczki obmarzły i odpadły. Poza figami i jagodą kamczacką( to wielkie brawa dla jagody kamczackej,

ale owoce nic nie ucierpiały w niej) wszystko sczerniało i opadło.Nie mogę w tej chwili zrobić dokumentacji fotograficznej, bo u mnie leje od dwóch dni, ale pomyślę na tym.