Ja swoich (Old Port, Cunningham's White, yakushimanum, wardi) nie okrywam od kilku już lat. Trudno by było - przewyższyły wzrostem mnie. Stanowisko to północno-wschodni stok, osłonięte od północy domkiem. Od posadzenia bez uszkodzeń, tylko w parę bardzo ostrych zim przemarzły pąki kwiatowe. Ale tylko to.
Obok nich po domku pną się dwie akebie. Zimują bez okrywania i bez uszkodzeń, tylko po ostrzejszych zimach też słabo kwitły. Ale po ostatniej nie tylko kwitły, ale i owocowały Cunningham's White, niestety, z reguły słabo kwitnie Ta odmiana ma skłonność do zakwitania jesienią, co osłabia pąki kwiatowe. Wtedy nawet przy słabych mrozach zamierają.
Rododendrony, jeśli są to sprawdzone w polskich warunkach odmiany, nie trzeba ich okrywać. W przypadku nowych odmian [zwłaszcza tych, którym przypisuje się odporność na mróz -26 stopni lub mniej] przydałoby się, ale tylko jak jest mroźna zima, i lepiej nie okrywać wcześniej jak przy -5 stopni. Osobiście mam taką jedną odmianę [brzeg kwiatu różowy, w środku duża czerwona plama], mimo że bardzo ładna, to nie polecam. Pąki kwiatowe dopiero poprzedniej zimy nie przemarzły, a tak z reguły bywało, że jeden pojedyńczy kwiatuszek kwitnął [niestety posadziłem krzew na stanowisku wietrznym i trochę w zimie słonecznym, pewnie którejś zimy nie przetrwa].
Krzewy rododendronów, zwłaszcza większych należałoby na zimę powiązać, ponieważ duże opady śniegu mogą łamać gałęzie, lub nawet całe krzewy.
Niekoniecznie zaraz musi nie przetrwać. Raczej przeciwnie, w końcu się zadomowi i przyzwyczai. Od biedy możesz dla osłony od wiatru posadzić obok jakiś świerczek czy sosenkę, ewentualnie stawiać na zimę płotek z pasa maty ogrodniczej rozpiętego na kijach i przyszpilonego do ziemi. Dla osłony przed słońcem z kolei możesz rozpinać wokół krzewu stożkowaty "namiot" z bambusowych tyczek i włókniny.
Moje też rosną w miejscu dość wietrznym. Ukształtowanie terenu i budynki tworzą coś w rodzaju tunelu aerodynamicznego, którym przy północno-zachodnim wietrze ciągnie silny prąd powietrza. W dodatku wyciąga mroźne powietrze z zagłębienia, w którym jest staw. Niemniej rododendrony jakoś sobie radzą, a nawet obficie kwitną. Rosnącym obok borówkom amerykańskim też to nic nie wadzi.
Naprawdę niezbyt dobrze się on trzyma, a posadzić iglaków obok nie mogę, gdyż rośnie on na skraju sadu, a w sadzie iglaki pod nogami by przeszkadzały. Okrywać czasami okrywam, zwłaszcza jak jest mroźno i wietrznie ale to nie wiele daje, bo pąki potrafiły zmarznąć nawet na takiej okrytej roślince. Ostatniej zimy pączki kwiatowe obwiązałem wiechami trzciny, i w zeszłym roku doczekałem się pierwszego ładnego kwitnienia. Mam inne różaneczniki: siewki starych odmian i im nic nawet bez okrywania nie jest [też rosną w miejscu w którym trochę wieje]. Dlatego pozapylałem tę ładną odmianę starymi i może z nasion wyrośnie coś równie ładnego, ale bardziej mrozoodpornego.
Bezśnieżne zimy , zwłaszcza poprzednia, przy temp.ponad -20 stopni przez miesiąc była niekorzystna dla niektórych różaneczników impeditum, niektóre pędy zaschły, a kwiaty rozwinięte zważyły wiosenne przymrozki, szkoda,że akurat nie okryłam ich stroiszem.Zwykle zimowały bardzo dobrze pod śniegiem.
Serdecznie pozdrawiam
Ja nigdy swoich nie okrywam , te bardziej wrażliwe [ kwiaty białe lub żółte ] , kopczykuję tak jak róże i to wystarcza w zupełności . Trzeba tylko pamiętać , żeby w okresie zimy czasami podlewać [ oczywiście gdy temperatura nie jest ujemna ] , bo tak naprawdę to większość szkód zimowych powstaje u różaneczników na skutek przesuszenia [ np brązowienie , zasychanie i opadanie wiosna pąków kwiatowych ] , a to z powodu ich płytkiego systemu korzeniowego- który szczególnie przy kilku dniach mrozu i wiatru [ a przy jednoczesnym braku śniegu ] nie radzi sobie z poborem wody .
Każdy początek ma swój koniec ,a każdy koniec miał swój początek ........
A masz Rh.impeditum(niziutkie krzewinki)?
Niektóre odmiany są wrażliwsze wg mnie na mróz lub mrożny wysuszajacy wiatr niż większość odmian różaneczników wielkokwiatowych czy azalii (staram się kupować dość odporne odmiany bo wiadomo,że jak osiągną wysoki wzrost będzie kłopot) Ściółkowałam korą korzenie ale ziemia zamarzła ,bo nie było śniegu i długo trzymał silny mróz dniem i nocą- to na pewno wyschły jeśli nie przemarzły. W poprzednie lata stroisz lub śnieg chronił je tez przed wysuszającym wiatrem. Azalii czy rh. wielkokwiatowych tez nie okrywam i jest okay.
Jakiś repens też mam, ale z nim nie ma problemu: z reguły zasypany cały śniegiem, a jak nie to gałązkami świerka przykrywam [przysypuję] i zimuje dobrze.
Ten trochę przemarzający to odmiana Hachmann's Charmant, niby w miarę mrozoodporna, a co roku marznie dosyć mocno.
Załączam fotografię z zeszłego roku.
kwiaty ma śliczne Do tej pory udało mi sie opanować pokusę i nie kupuję rh. wielkokwiatowych o mrozoodporności poniżej 26 stopni oprócz 1 wyjątku "Pfauenauge".A może nie będzie już super ostrych zim.
Pozdrawiam serdecznie
Oczywiście, że można agrowłókniną całość. Większe egzemplarze tak robię, ale szybciej (prościej ) zabezpiecza się workami jutowymi i do tego lepiej oddychają właśnie w takim ubranku.
Mrozoodporność mają różną a trudno przewidzieć, jaka będzie zima. Obecna jest bardzo łagodna, ale dwa lata temu to nawet do –36 doszło. Nie mieszkam (zwłaszcza w zimie, bo w lecie to prawie mieszkam ) na działce i nie jestem w stanie w razie czego nagle je okrywać, więc dla swojego spokoju okrywam wszystkie. Po za tym większość to młode nasadzenia, po paru latach nie będę już tak bardzo na nie chuchać .
Oj, Katka, miałaś rację.
Pojutrze nad ranem ma być u nas -18C.
A ja mam wszystkie rh odkryte...
Teraz na wariata trzeba podlewać i szukać kartonów
W zeszłym roku, po ociepleniu i przymrozkach sąsiadce wymarzły do granicy śniegu, czyli do połowy, 15-letnie rh.
Obcięła je do wysokości metra i do tej pory wyglądają koszmarnie.