
Jesienią dostaliśmy od cioci olbrzymią dynię. Trochę dodaliśmy do ziemniaków, by zrobić placki, ale pozostało jej jeszcze dużo. Więc uparowałam ją i włożyłam do słoiczków. Potem dwukrotnie zapasteryzowałam. (2 razy, bo niczego nie dodawałam) Gdy dodałam teraz dyni z takiego słoiczka do zupy mlecznej, to po prostu palce lizać. A naleśniki z jej dodatkiem żółciutkie, jakbym z 6 jaj wbiła. Chociaż ciasto jest ciut bardziej kruche i trochę gorzej je się odwraca przy smażeniu. Wujo chwali też pączki, ale tego nie sprawdzałam.