Wprawdzie tamat stary, ale nie było mnie bardzo długo - więc odnawiam by się przywitać ponownie.

Niestety - mój kawałek zielonego, zamiast pięknieć, został zdewastowany, więc teraz znów przede mną lata pracy.
Zimą 2007/2008 mieliśmy pożar w domu - w sumie nie tragiczny, bo szybko opanowany, ale konsekwencją był potężny remont w domu, trwający do jesieni 2008. Oczywiście remont nie skończony (za to kasa tak), ale znów mamy dach nad głową, wodę, prąd i ogrzewanie. Zapewniam - zima bez tych cudów techniki nie jest fajna, nawet tak łagodna, jak była. Ogródek za to nie został oszczędzony - przez panów pracujących, ale wyjścia nie było. W zasadzie całość pokryły resztki spalonego dachu, wyrzucony komin, wyprute wszelkiego rodzaju instalacje, piec żeliwny, bojler i takie tam inne. Miejsce, które się ostało, zostało zajęte przez betoniarkę, a centrum rozyto mi działkę w trzech miejscach po całości. Obraz nędzy i rozpaczy. Nawet, jak coś się uchowało - a było tego trochę - to przez te wszystkie zawalidrogi nie było mowy bym tam wchodziła i pielęgnowała. W efekcie dopiero tegoroczną wiosną mogłam ocenić w pełni zniszczenia - roślinki albo zniszczone, albo zdziczały, częśc wymarzła, z trawy nic nie pozostało, ręce załamane. Jedna, jedyna lawenda pozostała wielka i piękna
Poprzycinałam mocno dereń i krzewuszkę, z grubsza powyrywałam chwaściska, ale głównie zajęłam sie trawnikiem - jako żem niewdolna za bardzo fizycznie, usunięcie pozostałości trwało miesiąc: ziemia sucha i twarda, ja skacząca na widłach, żeby choć trochę poruszyć, w końcu powyrywałam wszystko. Pozostały góry i doliny, ziemia strasznie jałowa. No to dokupiłam ziemi, którą syn woził w 70l workach (wywrotka do nas nie wjedzie), zanim to rozprowadziłam, wyrównałam, wywalcowałam i posiałam - minął drugi miesiąc. Żeby nie było zbyt pięknie - ciagłe deszcze wypłukiwały nasiona (mimo że przysypane ziemią), rozciągnęłam na patykach sznurki, na których powiązałam szeleszczące worki przeciwko wróblom (wróblom absolutnie to nie przeszkadzało), a psy uznały, że mają świetny palc zabaw - mówięc "psy", choć tak naprawdę była tylko jedna Aria i jej dwa szczeniaki. No ale dżunglowały ile wlezie. Jak szczeniaki (chłopcy) wyjechali, przyjechała do mnie (na stałe) Basta - ma teraz niecałe 3 miesiące - wnuczka mojej Bigi, a prawnuczka mojej Psotki. Jak już wcześniej pisałam Psotka uwielbiała kopać dziury, ale poza tym była bardzo grzecznym statecznym psem. Suką. Basta przerosła Psotkę w zapędach dziurowych o wartości niemierzalne, na dodatek ma energii jak całe stado - od ponad 15 lat mam pinczery i jeszcze żaden mi tylu szkód w ogrodzie nie poczynił

Dziury, połamane, poobgryzane gałązki, nawet kora, którą wysypałam - też się nie uchowała.
Szkodnik straszny:

Tak więc nie mam czym się chwalić i nie wiem czy i kiedy będę miała, ale z wielką przyjemnością powracam na forum by obserwować, podpatrywać i poczytać.
Aha - zaponiałabym: w ubiegły roku pierwszy raz zaowocowały winogrona - narażając życie i zdrowie na szwank, przedostałam się tam by je opryskać a potem, zerwać, częśc była dostępna od strony sąsiada. W tym roku też ma owoce, ale znacznie mniej. Ale pyyyyyyszne były
Dopisek po pewnym czasie:
Ciut obejrzałam i postanowiłam jednak trochę fotek wrzucić:
pysznogłówka przemieszana z młodą lawendą - do przesadzenia.
milin sie rozrósł i zaczyna kwitnąć
winogrono owocuje drugi rok
siedmioletnia lawenda się uchowała
ta sama lawenda po drastycznym przycięciu
jedna dziesiąta wyciętej lawendy. Albo i jedna pietnasta ;)
POMOCY:
w zaznaczaonym miejscu chcę coś posadzić - ma ładnie wyglądać i zasłonić beton (liczniki wody). Problem w tym, że podobają mi sie rododendrony albo odmiana tawułki - a to miejsce jest nasłonecznione od wczesnego ranka do późnego wieczora.
DODATEK:
Basta tuż po przyjeździe, już sprawdza co można zepsuć
