Tosiu! I ja Cię witam, dołączając do pochwalnego chóru. Nie zdradzisz nam, jak Ci się udało aż tak oswoić sikorki? Mieliśmy zeszłego roku na tarasie gniazdo kopciuszków. Chodziliśmy na palcach i udało się. Wylęgły się nam trzy pisklaki. Mama pozostawała nieufna, dzieci zaglądały do "wiatrołapu" kiedy zostawialiśmy otwarte drzwi, ale o takiej komitywie nie mogło być mowy. Aż pewnego dnia odleciały, pozostawiając nas z syndromem opuszczonego gniazda.
Natchnęłaś mnie otuchą opisując, jak dobrze radziłaś sobie mimo problemów po wypadku. Cały czas zamartwiam się,czy będę w stanie pracować w ogrodzie z poważną kontuzją kolana, która mnie dopadła.Ale jak widać: kiedy się bardzo chce, to się potrafi

. Serdeczności dla Ciebie i Twojego zwierzyńca.