Kochani, poprawiacie mi humor... Nie, przecież wcale nie był zły!
No właśnie, z językiem polskim, to jak z komputerem: nie sztuka mieć możliwości, sztuka potrafić je wykorzystać
Tak, czy owak uśmiecham się do monitora, przyjmując nie do końca zasłużone pochwały. Mam wrażenie, że w tym sezonie bardziej odczuwam opór materii i już wolniej mi roślin przybywa. Dopełniam rabatki bylinami, żeby na darmo nie pielić

. Priorytetem stał się żywopłot, bo są dni, że Maluchy łapią zapalenie spojówek od wiatru i słońca.
Tereniu, pisałam już u Ciebie, że jedynie jakaś katastrofa może nas teraz powstrzymać. Hyzop zapakuję.
Pierwiosnek to faktycznie nie vialli (tak bywa, jak się nazwy sprawdzić nie chciało

), kupiony jako japoński, jak słusznie ocenił Tadzio, ale bez nazwy odmiany. Drugi mam Millers Crimson, ale nie chce kwitnąć. Może się okazać, że są takie same, ale nie przeszkadza mi to, bo mi nie wychodzi uprawa z nasion, a lubię mieć po kilka sztuk.
Czytałam o wysiewanych makach, ale uważam, że to oszustwo sprzedawać z różowym zdjęciem, skoro wiadomo, że nie zachowa tej cechy

.
Idę poprawić tą nazwę
Stasiu, jeżeli mam szybko ratować, to je wykopię do donic 10 l. Perz nie ma ze mną szans

. Nie zaliczam go do najgorszych chwastów. Tylko muszę M. przeszkolić w kwestii zakładania rabat. Chciał przecież dobrze

. Teraz, kiedy popadało, to moja ziemia powinna napoić Billa, ale będę czujna.
Tadziu, ja mam jeszcze pełne orliki od Ewci, wiosną kupiłam też jeden różowo-kremowy z Twoich ulubionych z ostrogami. Zostawiłam nasienniki i czekam na samosiew. Z kupionych nasion mi tylko ten jeden wyrósł, a próbowałam kilka razy. Uparciuchy. Za to od Ewci wzeszedł cały rządek siewek. Jeszcze jakieś dzikie różowe i fioletowe sobie ukopię od mamy. Podobają mi się w towarzystwie piwonii i róż.
Dzięki za nazwę. Coś mi się pokręciło, a nawet miałam viali (prawdziwego), ale nie przezimował.
A miecznicy białej nie mam. Myślałam, że ona łatwo wymarza. W sumie, kto wie, za ile lat będzie jakaś zima...
Ewo, to, że podobne, to zaleta - będzie je ładniej widać z daleka. Doceniłam żurawki, ale nie zawładnęły mną tak, jak Tadziem

. W siewkach mam trzy jasne, po jednej już widać, że wpada w żółtopomarańczową kolorystykę. Nie tak dawno zrobiłam sadzonki z ubiegłorocznych zakupów, więc też będę miała po kilka sztuk, ale ja tak lubię.
Teresko, to miłe, że Tobie się podoba. Tak, jak pisałam wyżej, mam wrażenie, że trochę zwolniłam obroty w tym sezonie. Może dlatego, że doszedł warzywnik, chociaż tam jeszcze nie ma wiele pracy.
Do ogrodów botanicznych nie aspiruję. Nawet gdybym próbowała, to ekonomia wygra z ambicjami. Mam cebulowe, które można kupić w mojej okolicy, ponieważ nie mam zaufania do zakupów cebulek przez internet. Czasem w ogrodniczym też rezygnuję z ładnej odmiany, bo cebule są niepewne. Przypomniało mi się, jak mój brat zaczął wyliczać, co on by posadził w ogrodzie. Wyszło na to, że planuje rezerwat rodzimej flory, a nie ogród. Ja mam sentyment do "naszych" roślin, ale muszą się jakoś odnaleźć na rabatach, bo ambicji lasotwórczych nie mam, póki co

.