Moja siostra ma zadziwiajcy talent sadzenia roslin nie tam, gdzie rosnąć powinny i do tego sadziła takie, które stawały się uciążliwe.
Miskant- rósł przy drodze wjazdowej, pokładał się i rozrastał na dalsze części ogrodu. Musiałam użyc siekiery, żeby pozbyć się długich , perzowatych korzeni.
Inna roslina to trzmielina- owszem jest ładna, ale wymaga ciągłego przycinania. Siostra tego nie robi, tylko ja muszę się z męczyć.
Załuję też , że posadziłam tyle pnączy - 2 kiwi i milin obok siebie. Milin wydaje odrosty, które trzeba plewić i włazi na dach garażu.Podobnie kiwi. Ciagle muszę wiosną angazować sąsiada do przycinania kiwi. Owoce są, ale pracy duzo przy nim.
Najgorsza jest jednak tojeść płożąca. Oczywiścia kupiła ją siostra. Rozpełzła się po całym ogrodzie. Nie sposób jej wyplenić. Jest nawet w trawniku.

Dobrze, że trawnik mam ekologiczny, czyli dziki. Rośnie w nim wszystko:jakieś ziółka, koniczyna,mech, wspomniana tojeść i inne zielsko, a najwięcej mniszka. Zauważyłam, że inna trawa rośnie w półcieniu, inna w słońcu, bez mojej ingerencji. Nie mam ambicji, żeby trawnik był wzorcowy. Niech jest jak jest.Ładniej pachnie skoszony i jest odporniejszy na suszę.