Rossynant pisze:Oi tam... co to - naturę by się lubiło, ino wybiórczo? Jeden robaczek be, a drugi cacy?
Na azjatki trudno coś poradzić, może się stopniowo rzecz ustabilizuje. Kto jak kto, lecz ogrodnik akurat nie powinien pyszczyć na egzotyczne gatunki, skoro sam takowych sadzonek nasprowadzał bez opamiętania - wraz ze wszelką gadziną jaka na nich żyła
Weźmy te czarne i kolorowe pomrowy... to wolę biedronki. Też przecież same nie przyleciały ani się o podwózkę nie prosiły; za to żarłoczniejsze, to i na mszyce z większą ruszają oskomą.
Ja tam i Azjatki toleruje, ale jak się wyprowadzą nie będę płakać bardziej będę płakać jak mi siedmiokropki zeżrą na podwieczorek bo z dnia na dzień człowiek starszy to i powyżej siedmiu (kropek) ciężko będzie niedługo liczyć
A co do egzotycznych roślin to u mnie najbardziej egzotyczne są chyba fasolki tyczne ( bo mają rosnąć na pergoli a nie na tyczkach )
lobuzka pisze:
Na mszycę super spawdza się:
0,5 łyżeczki sody
0,5 łyżeczki oleju
1l ciepłej wody
U mnie sprawdza się w 100%
będę próbować, bo mam mszyce dosłownie na wszystkim;/ jeszcze tylko jedno- co jaki czas taki oprysk? Spryskałam słoneczniki ozdobne wczoraj, dzisaj mszyce dalej są (czarne), po jakim czasie od oprysku powinny się zawinąć?:P
Witam wszystkich bardzo serdecznie.
Chciałbym się podzielić moimi doświadczeniami ze stosowania naturalnych oprysków na mszyce.
Nie mam wielkiego doświadczenia, ponieważ dopiero od tego roku przeszedłem na pełną ekologie w moim przydomowym ogródku. Nie stosuję chemii i nawozów sztucznych.
Wypróbowane opryski naturalne na mszyce.
1. Gnojówka z pokrzywy rozcieńczona - działa bardzo słabo na zaatakowane już rośliny, dobrze zapobiegawczo.
2. Wywar z czosnku i cebuli - działa dość słabo na mszyce
3. Soda oczyszczona + olej - dość dobre efekty ok 50% mszyc wyschło
4. Wywar z liści tytoniu - dość dobrze ok 50% mszyc wyginęło.
Aby pozbyć się całkowicie intruzów zabieg należy powtarzać kilkukrotnie co kilka dni.
Moje spostrzeżenia: mszyca zielona u mnie zerująca na różach łatwa do wytępienia sodą lub tytoniem. Niestety z mszycą czarną żerująca na moich drzewkach owocowych mam większy problem jest dużo bardziej odporna na w/w srodki.
Jeśli ktoś ma doświadczenia z ta bardziej odporną może wymieni się swoimi doświadczeniami?
Jeśli idzie o mszyce czarne/popielate, to poddałem się, pryskam mospilan/calypso. Oczywiście wcześniej koszę trawę, coby oprysk nie poszedł na nic kwitnącego.
A ja już nie mam siły! Nic nie dział mszyca zielona na śliwkach ma się świetnie mimo oprysków (karate, gnojówka z pokrzywy, mospilam) mam wręcz wrażenie, że jej przybywa. Walcze z nią juz prawie dwa miesiace, ale zero efektu.
Taka sama akcja na czereśniach z czarną, tylko wiśniom udało się dojść do siebie.
A do tego mam jeszcze przędziorka i mączlika
pozdrawiam Renata Pod Jesionem cz.5 ,czyli: akt V dramatu!
Ciągle marzę, że w tym roku uporządkuję mój ogród. (nowy rok - już szósty - nowa nadzieja )Nadzieja umiera ostatnia...
A ja nie walczę z nimi chemią.Na opanowanej czereśni bowiem zauważyłam biedronki ich larwy..jeśli polecę chemią nie będzie ani szkodnika ani sprzymierzeńca.Na różach i warzywach zauważyłam działalność mszycarza,więc opryskuję na przemian pokrzywą i sodą,a tam gdzie się da usuwam mszyce ręcznie.Zbyt wiele lat walczyłam chemią skutecznie zaburzając naturę/zniknęły np.biedronki/teraz wracam na zdrowe tory ;)
Ja własnie do takich samych wniosków doszedłem.
Używamy zbyt dużo chemii i nawozów sztucznych. Jeśli już mam swoje własne warzywa i ogródek to po cóż mam podtruwać siebie i moją rodzinę.
Również zauważyłem wyraźny wzrost populacji biedronek i ich larw z czego bardzo się ciesze.
Może zabiegi środkami naturalnymi kosztują więcej pracy, ale satysfakcja i świadomość ze postępujemy właściwie jest bezcenna.
Dodam tylko że efekty jakie uzyskałem w pierwszym roku stosowania naturalnych nawozów przerosły moje oczekiwania. Są po prostu rewelacyjne. Jak sąsiedzi (starzy i doświadczeni ogrodnicy) zobaczyli efekty zaczęli pytać o tą "ekologię" i o dziwo zbierać pokrzywy i skrzyp .
Teraz po wypróbowaniu naturalnych oprysków chcę je promować wśród sąsiadów i znajomych.
My walczyliśmy ekologicznie, ale po kilku latach musieliśmy sie poddać.
Nadal staram się ,,na zielono", ale czasem muszę się wspomóc chemią. Staram się wtedy wybierać mniejsze zło i dlatego odstawiłam karate na rzecz mospilamu (ponoć działa selektywnie) i zachowuję przy wszystkich opryskach (tych eko też) godziny wolne od pszczółek itp.
Cała moja rodzina jest Eko (selekcja odpadów itp) i ponieważ mam sporo roślin tyku owocowe i warzywa ważne jest dla mnie, żeby nie było w nich chemii.
Mam jednak przykry wypadek z tego roku, co do pleśni szarej na truskawkach od znajomych - brak oprysku -a ja schorowałam się strasznie.
pozdrawiam Renata Pod Jesionem cz.5 ,czyli: akt V dramatu!
Ciągle marzę, że w tym roku uporządkuję mój ogród. (nowy rok - już szósty - nowa nadzieja )Nadzieja umiera ostatnia...
Być może i mój zapał osłabnie po kilku latach walki. Choć mam nadzieje, że nie.
Przyjęliśmy założenie, że nawet jeśli nasze plony będą w niektórych latach marne to mimo wszystko mamy zamiar trwać w naszym postanowieniu.
Eksperymentujemy w tej chwili na pełna skalę.
Opryski tylko naturalne, zastosowałem EM-y, grzyby mikoryzowe, produkuje gnojówki do podlewania no i zacząłem hodowle dżdżownic kalifornijskich.
Mam porównanie z poprzednim rokiem uprawy i widzę że efekty są rewelacyjne.
Rośliny są w dużo lepszym stanie- rosną jak szalone. Mam mniejsze natężenie szkodników i chorób.
Opryski środkami naturalnymi są tylko jednym z elementów mojej strategii.
Lektura postów na tym forum dała mi również wiele natchnienia i realnej wiedzy.
To forum jest kopalnią wiedzy i wdzięczny jestem wszystkim który zechcieli podzielić się swoimi doświadczeniami.
Czy można nabyć w sklepie jakieś coś do oprysku, które da się użyć na drzewie już owocującym, a potem te owoce zjeść?
Moja dobra koleżanka coś takiego kupiła i potraktowała tym czereśnię. Wg ulotki w ciągu 7 dni miało to coś ulotnić się, a owoce miały się nadawać do jedzenia, po umyciu.
Szczerze mówiąc miałam poważne obawy i skusiłam się na jedną sztukę, po czym zapaliła mi się czerwona lampka.
Witam. Natomiast ja nie mając własnego wrotyczu zapytałem o tę roślinkę sąsiada.I - o dziwo - kazał zabrać >to zielsko< . Dzięki temu i mszyce na drzewkach czy krzewach zniknęły a z nimi i szkodniki glebowe. Po kapuście już były widoczne.
hmm ja też niespełna miesiąc temu utyskiwałam na mszyce na czereśni...czubki były tak obklejone gadziną,że sok z nich kapał..z gadzin znaczy się .Po pewnym czasie zniknęły natomiast dzięki pozostawieniu naturze tego drzewa mam mnóstwo biedronek,które teraz wojują na brzoskwiniach...może więc czasem warto zostawić taki kawałek dla natury w ogrodzie