Uwaga! Będę się wymądrzać.
Pytałam Małża - grzyboznawcę i potwierdził to co ja już od dawna w tym temacie podejrzewałam.
Są dwie teorie i dwie szkoły: jedna nakazuje wykręcanie, bo.... wiadomo co, druga zaleca wycinanie, bo..... wiadomo co.
Nikt tak naprawdę nie wie co jest dla grzybni i jej owocowania lepsze, gdyż jak sami wiecie grzyby i ich wysypy są nieprzewidywalne i nikt nie zna dnia ani godziny, miejsca też nie. W związku z tym, jakiekolwiek obserwacje są niemiarodajne. Pewne jest tylko jedno: Miejsce po zdobytym grzybku należy okryć ściółką, żeby nie doprowadzić do jej przesychania bo wtedy zwyczajnie zginie.
Niedopuszczalne i karalne jest natomiast rozgrzebywanie ściółki coby maleńką kurkę czy prawdziweczka znaleźć zanim się ujawni i pokaże zbieraczej konkurencji. Podobnie rzecz się ma również z deptaniem i kopaniem w grzyby niejadalne... ot tak dla frajdy albo ze złości bo borowiki nie obrodziły.
I taki mój apel.
Grzybobranie.... jak najbardziej ale z szacunkiem do lasu.
Ktoś kiedyś powiedział: "My Ziemi nie odziedziczyliśmy po przodkach. My Ziemię pożyczyliśmy od naszych dzieci".
I tym optymistycznym akcentem kończę ten swój żałosny wykład ale musiałam to z siebie wywalić.
Pozdrawiam wszystkich grzybiarzy.
