Dzięki Gosiu :P
Ze mną już naprawdę "dobrze"

... przynajmniej nie wylądowałam w szpitalu
Czasami taka choroba ujawnia u bliskich nigdy nie wypowiadane na głos uczucia.
Po pierwsze M - wiadomo już czego się dopuścił: rabatka hostowa, cebulowe... no i obiadki :P
Mój brat pierwszy raz skosił trawnik oraz posadził iglaczki i wrzosy u ś.p. ojca. Upiększył zakątek korą i kamyczkami. Uprzednio musiał rugować rajgras i inne kwitnące, które już nie wyglądały ładnie
Siostra pomagała chwalebnie w opiece nad dzieciakami (Swoich też ma troje, najmłodszy ma dwa latka

) a mama czuwała nad panoszącymi się chwastami, praniem i prasowaniem
Dziś nawet przyjechały posiłki z Łańcuta: teściowa, szwagier i szwagierka

Widząc jednak, że sytuacja już opanowana a ja chodzę, wrócili do swoich obowiązków.
No i czy nie warto było niedomagać?
Jutro planuję powolutku wracać do kieratu... czeka mnie mycie okien, których nikt nie chciał się podjąć
