Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Dziendobrywieczor wszystkim czytającym!
Od pewnego czasu czytam zasoby forum, głównie dział o roślinach doniczkowych, i co wątek, to się zastanawiam jak Wy się z 50+ gatunkami hoyi albo storczyków przeprowadzacie... Ja mam roślinek mało, co jest skutkiem (długofalowym) przeprowadzki nr.2, ale teraz podobno jesteśmy już w docelowym miejscu, więc chyba znów sobie pozwolę trochę dozielenić mieszkanie A w tym wątku chciałabym przedstawić moich dotychczasowych, a później nowych, współmieszkańców.
Z musu zacznę niezbyt chronologicznie, ale za tydzień może nie być co pokazać, poza patykami w doniczce :P
Na moim pierwszym samodzielnym mieszkaniu, wiele lat temu (mówimy o dziesiatakch lat), miałam krzak hibiscusa. Kupiony w standartowej wysokości ok 40cm razem z doniczką, dorósł sobie do wysokości 2m, nigdy nie niepokojony sekatorem i na swej południowej wystawie kwitł całą zimę (naprawdę żałuję, że nigdy na żadne zdjęcie nie trafił). Hibiscus ten spełniał ważną rolę - był głównym wskaźnikiem podlewania dla całej reszty. Kiedy hib. opuszczał liście, to brałam konewkę i podlewałam wszystkie rośliny jak leci, jedne mniej, inne więcej, a potem wszyscy czekali aż do następnego razu. Wyrosniety krzaczor oddałam (z braku miejsca i niewiedzy o sekatorze i cilęciu) i do końca pobytu w pierwszym lokum już żadnego nie kupiłam, ale to doświadczenie z hibiskusem wyrobiło we mnie (jakże złudne!) przekonanie o łatwości uprawy tych roślin. Po przeprowadzce do lokum nr. 3 znów miałam południowe, ogromne okna, oraz miejsce przed nimi na dwumetrowy krzak, więc znów kupiłam hibiscusa. I tu zonk! Roślina w ciągu dwóch tygodni zrzuciła pąki, potem liście, i tyle po niej. Hmmmm... Kupiłam drugiego, a ten zrobił dokładnie to co poprzednik, w równie krótkim czasie. Trzeci hibiscus i powtórka z rozrywki! Odczekałam rok i znów wypróbowałam dwa, oba zasuszyły liście w kilka dni Trudno, uznałam że mój dom nie nadaje silę na hibiskusy i odpuściłam aż do 2015 roku, kiedy to pojechaliśmy na Maderę. A na Maderze natknęłam się na hibiscusy na dworze, gdzie robiły za żywopłot. Wspomnienia odżyły, po powrocie znów kupiłam mały krzaczek, tym razem stawiając w pokoju Młodej (może lepszy niż stołowy, pomyślałam). Niestety, ten też po 2-3 dniach zrzucił zaschnięte pąki Cała w nerwach wzięłam za doniczkę, pozdrowiłam słowem na W, po czym wyniosłam na ogródek, wbiłam szpadel między chwasty i w powstała dziurę wsadziłam rebelianta (bez doniczki). Działo się to na wiosnę, całe lato go mało co doglądałam, a na jesieni, kiedy inne wokół niego powiędły, okazało się że on rośnie i właśnie szykuje się do kwitnienia. W październiku, kiedy zaczęły się pojawiać przygruntowe przymrozki, dzikie wino było czerwone i szron bywał na trawie, hibiskus zakwitł na dworze! Pozdrowiłam go słowem na K i poszłam szukać łopaty i doniczki... Po powrocie do domu hibiscus rzucił we mnie paczkami i liśćmi, ale się nie przejęłam, postawiłam z innymi w stołowym i tak sobie gołe kije stały, aż w końcu odpuścił i wypuścił kilka nowych listków. Do wiosny był już zazieleniony, ale na lato musiałam wystawić na balkon, żeby go deszcz w czasie naszej nieobecności podlewał. Przez lato ani jednego zżółkniętego liścia, kwiatów też niet, aż do końca września, bo koniec września oznacza, że już wkrótce październik, czyli początek przymrozków i okres kwitnienia hibiscusow ;) Po pierwszym szronie zbralam kwiata do domu, niestety od razu do ciepłego pokoju, bo zimnych pomieszczeń nie mam. Chciałam go jeszcze potrzymać na zewnątrz aż do pierwszego kwitnienia, ale nie wytrzymałam. Tak wyglądał przed wniesieniem:
A tak rozwinął pąka w tydzień po przyjściu do środka:
I cieszę się jak dziecko, mimo żółknących liści Tylko na przyszłe wakacje już go na balkon nie wystawię, skoro się nie umie zachować! Będzie całoroczny domowy, i już.
Od pewnego czasu czytam zasoby forum, głównie dział o roślinach doniczkowych, i co wątek, to się zastanawiam jak Wy się z 50+ gatunkami hoyi albo storczyków przeprowadzacie... Ja mam roślinek mało, co jest skutkiem (długofalowym) przeprowadzki nr.2, ale teraz podobno jesteśmy już w docelowym miejscu, więc chyba znów sobie pozwolę trochę dozielenić mieszkanie A w tym wątku chciałabym przedstawić moich dotychczasowych, a później nowych, współmieszkańców.
Z musu zacznę niezbyt chronologicznie, ale za tydzień może nie być co pokazać, poza patykami w doniczce :P
Na moim pierwszym samodzielnym mieszkaniu, wiele lat temu (mówimy o dziesiatakch lat), miałam krzak hibiscusa. Kupiony w standartowej wysokości ok 40cm razem z doniczką, dorósł sobie do wysokości 2m, nigdy nie niepokojony sekatorem i na swej południowej wystawie kwitł całą zimę (naprawdę żałuję, że nigdy na żadne zdjęcie nie trafił). Hibiscus ten spełniał ważną rolę - był głównym wskaźnikiem podlewania dla całej reszty. Kiedy hib. opuszczał liście, to brałam konewkę i podlewałam wszystkie rośliny jak leci, jedne mniej, inne więcej, a potem wszyscy czekali aż do następnego razu. Wyrosniety krzaczor oddałam (z braku miejsca i niewiedzy o sekatorze i cilęciu) i do końca pobytu w pierwszym lokum już żadnego nie kupiłam, ale to doświadczenie z hibiskusem wyrobiło we mnie (jakże złudne!) przekonanie o łatwości uprawy tych roślin. Po przeprowadzce do lokum nr. 3 znów miałam południowe, ogromne okna, oraz miejsce przed nimi na dwumetrowy krzak, więc znów kupiłam hibiscusa. I tu zonk! Roślina w ciągu dwóch tygodni zrzuciła pąki, potem liście, i tyle po niej. Hmmmm... Kupiłam drugiego, a ten zrobił dokładnie to co poprzednik, w równie krótkim czasie. Trzeci hibiscus i powtórka z rozrywki! Odczekałam rok i znów wypróbowałam dwa, oba zasuszyły liście w kilka dni Trudno, uznałam że mój dom nie nadaje silę na hibiskusy i odpuściłam aż do 2015 roku, kiedy to pojechaliśmy na Maderę. A na Maderze natknęłam się na hibiscusy na dworze, gdzie robiły za żywopłot. Wspomnienia odżyły, po powrocie znów kupiłam mały krzaczek, tym razem stawiając w pokoju Młodej (może lepszy niż stołowy, pomyślałam). Niestety, ten też po 2-3 dniach zrzucił zaschnięte pąki Cała w nerwach wzięłam za doniczkę, pozdrowiłam słowem na W, po czym wyniosłam na ogródek, wbiłam szpadel między chwasty i w powstała dziurę wsadziłam rebelianta (bez doniczki). Działo się to na wiosnę, całe lato go mało co doglądałam, a na jesieni, kiedy inne wokół niego powiędły, okazało się że on rośnie i właśnie szykuje się do kwitnienia. W październiku, kiedy zaczęły się pojawiać przygruntowe przymrozki, dzikie wino było czerwone i szron bywał na trawie, hibiskus zakwitł na dworze! Pozdrowiłam go słowem na K i poszłam szukać łopaty i doniczki... Po powrocie do domu hibiscus rzucił we mnie paczkami i liśćmi, ale się nie przejęłam, postawiłam z innymi w stołowym i tak sobie gołe kije stały, aż w końcu odpuścił i wypuścił kilka nowych listków. Do wiosny był już zazieleniony, ale na lato musiałam wystawić na balkon, żeby go deszcz w czasie naszej nieobecności podlewał. Przez lato ani jednego zżółkniętego liścia, kwiatów też niet, aż do końca września, bo koniec września oznacza, że już wkrótce październik, czyli początek przymrozków i okres kwitnienia hibiscusow ;) Po pierwszym szronie zbralam kwiata do domu, niestety od razu do ciepłego pokoju, bo zimnych pomieszczeń nie mam. Chciałam go jeszcze potrzymać na zewnątrz aż do pierwszego kwitnienia, ale nie wytrzymałam. Tak wyglądał przed wniesieniem:
A tak rozwinął pąka w tydzień po przyjściu do środka:
I cieszę się jak dziecko, mimo żółknących liści Tylko na przyszłe wakacje już go na balkon nie wystawię, skoro się nie umie zachować! Będzie całoroczny domowy, i już.
- Karo
- -Administrator Forum-.
- Posty: 21736
- Od: 16 sie 2006, o 14:39
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Centrum Polski
- Kontakt:
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Hahahahaha witaj, witaj na forum.
Przeglądałaś zasoby forum i co?
Nie doczytałaś jak zachowuje się hibiskus?
Jakie ma wymagania?
Że kocha słońce i wiatr w ogródku lub na balkonie,tarasie?
Że potrzebuje nawozu z dużą zawartością fosforu i potasu by kwitnąć nieprzerwanie ?
Nie wierzę...
Teraz w domu stwórz mu mikroklimat czyli podnieś wilgotność wokół np.
ustawiając doniczkę na mokrym zawsze keramzycie
tak by doniczka nie podsiąkała woda do ziemi.
Wszystko jest w normie
A najlepiej poczytaj jeszcze raz tematy na forum http://forumogrodnicze.info/viewtopic.php?f=19&t=10192
Przeglądałaś zasoby forum i co?
Nie doczytałaś jak zachowuje się hibiskus?
Jakie ma wymagania?
Że kocha słońce i wiatr w ogródku lub na balkonie,tarasie?
Że potrzebuje nawozu z dużą zawartością fosforu i potasu by kwitnąć nieprzerwanie ?
Nie wierzę...
Teraz w domu stwórz mu mikroklimat czyli podnieś wilgotność wokół np.
ustawiając doniczkę na mokrym zawsze keramzycie
tak by doniczka nie podsiąkała woda do ziemi.
Wszystko jest w normie
A najlepiej poczytaj jeszcze raz tematy na forum http://forumogrodnicze.info/viewtopic.php?f=19&t=10192
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Poczytałam, a jakże! Hibiskusowi nawet kawałki głośno poczytałam, żeby wiedział jak się zachować, ciekawe czy sobie to weźmie do serca. Mikroklimat zapewniały mu rododendrony, jak zaczęło lać, to stał w wodzie aż wypił (lub mu wyschło), w słońcu się trochę pogrzał, a o kwitnieniu sobie przypomniał jak szron go ozdobił - pewnie uważa, że czerwony na białym tle lepiej wygląda ;) Teraz przekwitł, to chyba jedyne co uniego w normie jest - kwiat trzymał dwie doby, ale jeszcze nie zrzucił pąka, który rósł obok. Gdyby ten drugi się rozwinął, to będzie 2:0 dla mnie!
My niby przeprowadzeni, ale jeszcze nie całe mieszkanie jest zrobione, więc na razie każdy stoi na tymczasowej miejscówce (nasze łóżko też, żeby nie było że mamy lepiej), i dopiero jak się meble rozjadą po pokojach docelowych, to będę mikroklimat wszystkim załatwiać W zeszłym tygodniu kupiłam w LM hibiscusowego kuzyna, razem zawsze raźniej (kuzyn jakiś taki bardziej do wnętrz przyzwyczajony, wciąż cały zielony, nie żółknie ani nie schnie, pąki ma malusie więc nie ma za bardzo czym rzucać).
My niby przeprowadzeni, ale jeszcze nie całe mieszkanie jest zrobione, więc na razie każdy stoi na tymczasowej miejscówce (nasze łóżko też, żeby nie było że mamy lepiej), i dopiero jak się meble rozjadą po pokojach docelowych, to będę mikroklimat wszystkim załatwiać W zeszłym tygodniu kupiłam w LM hibiscusowego kuzyna, razem zawsze raźniej (kuzyn jakiś taki bardziej do wnętrz przyzwyczajony, wciąż cały zielony, nie żółknie ani nie schnie, pąki ma malusie więc nie ma za bardzo czym rzucać).
- Karo
- -Administrator Forum-.
- Posty: 21736
- Od: 16 sie 2006, o 14:39
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Centrum Polski
- Kontakt:
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
To może sprawdź dokładnie mu liście.
Może być,że ma niechcianych lokatorów, którzy go kochają czyli przędziorki.
I nie musi to być stadium rozwinięte na maxa by żółkły mu liście ,mogą być początki ataku mikroskopijnych pajączków i stąd Twój problem a wląściwie Twoich kolejnych hibiskusów.
Sprawdź pod lupą liście i czubki pędów.
Może być,że ma niechcianych lokatorów, którzy go kochają czyli przędziorki.
I nie musi to być stadium rozwinięte na maxa by żółkły mu liście ,mogą być początki ataku mikroskopijnych pajączków i stąd Twój problem a wląściwie Twoich kolejnych hibiskusów.
Sprawdź pod lupą liście i czubki pędów.
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Sprawdzę, sprawdzę, chyba nawet wiem gdzie mam szkło powiększające. Jutro zrobię przegląd w świetle dziennym, lepiej widać. Ja przędziorka widziałam raz, nie u siebie, jak dotąd mnie ta plaga ominęła (odpukać w niemalowane). Wszystkie hibiskusy z lokum nr. 3 schły w ciągu doby, zachowując ciemnozielony kolor liści - jakby ktoś im zrobił liofilizację Ten którego przedstawiłam żółknie, powoli i systematycznie, protestując przeciwko mieszkaniu w domu w temperaturze 20 stopni, normalnie tropikalny mu się z polarny pomyliło W zeszłym roku też tak zrobił, najpierw zżółkł, a potem te żółte liście mu opadły, a po jakimś czasie wypuścił nowe. Dlatego też się teraz nie stresuje, tylko mi trochę go żal, bo się na dworze znów lato zrobiło i mógł sobie jeszcze z rododendronami na balkonie pomieszkać No ale ile razy można mu fundować zmianę klimatu, biedakowi?
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Listki obejrzałam, nic nie znalazłam, w ziemi (na tyle na ile mogłam tam zajrzeć) też nie. Hibek się chyba szkła powiększającego wystraszył, bo drugi pąk rośnie jak na drożdżach, a żółknięcie liści przystopowało
Postawiłam go przy oknie z tej strony, z której stał na balkonie, i starałam się ustawić w dokładnie tym samym kierunku, w którym stał na zewnątrz. Ciekawe czy to ma jakiś wpływ na jego zachowanie, czy też czysty przypadek, że właśnie wtedy zaprzestał żółknąć. O tym że niektóre rośliny nie lubią przestawiania słyszałam, ale sama jeszcze nie prowadziłam przemyślanych doświadczeń w tym kierunku z hibiskusami, dracenami można kręcić do woli
Postawiłam go przy oknie z tej strony, z której stał na balkonie, i starałam się ustawić w dokładnie tym samym kierunku, w którym stał na zewnątrz. Ciekawe czy to ma jakiś wpływ na jego zachowanie, czy też czysty przypadek, że właśnie wtedy zaprzestał żółknąć. O tym że niektóre rośliny nie lubią przestawiania słyszałam, ale sama jeszcze nie prowadziłam przemyślanych doświadczeń w tym kierunku z hibiskusami, dracenami można kręcić do woli
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Hibiskusy już tak mają że zrzucają listki i pąki przy zmianie warunków. Ale nie należ się tym przejmować. To piękne i wytrzymałe rośliny.
Nawet jak zrzucą wszystkie liście po wniesieniu do domu to i tak pięknie się zregenerują
Nawet jak zrzucą wszystkie liście po wniesieniu do domu to i tak pięknie się zregenerują
-
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 1728
- Od: 29 sie 2013, o 08:23
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: Małopolska
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Olek40 ma rację. U mnie wszystkie po wniesieniu do domu zrzuciły połowę liści i niektóre pączki, ale już się odbudowują. Ważne jest by przez okres zimy, gdy jest mało światła stały jak najbliżej okna i najlepiej południowego.
Pozdrawiam.
Pozdrawiam.
- hen_s
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 20134
- Od: 16 paź 2010, o 15:24
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Kraśnik
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Jeśli autorka wątku będzie mieć chociaż część takiego zacięcia do wiedzy o roślinach jak talentu do pisania o nich to rokuję roślinom doskonale.
Tekst rewelacyjny (czytaj śmieszny i pouczający) - jestem pod wrażeniem.
Na fotki ładnych roślin - czekam.
Tekst rewelacyjny (czytaj śmieszny i pouczający) - jestem pod wrażeniem.
Na fotki ładnych roślin - czekam.
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Dziękuję za odwiedziny i słowa pocieszenia! Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja zmagam się z łysieniem pana hibiscusa
Na razie jest dobrze, żeby nie powiedzieć bardzo dobrze Żadnego nowego żółtego liścia (chociaż kilka od dawna wygląda jakby miały zamiar...), drugi pąk osiągnął już rozmiar tuż_przed_rozpękiem, i rośnie kolejny. Niestety, straciłam owoc po pierwszym kwiatku Miał coś brązowego na listku, chciałam się przyjrzeć i utrąciłam W środku były nasionka, musiała mucha go zapylić. No i w związku z tym mam teraz w domu okres ochronny na muchy, bo z braku pszczół mają robić za zapylacze Rosną też nowe liście, co prawda jakieś jasne są, ale nie odpadają, więc może nie powinnam na kolor za bardzo narzekać.
Hen_s, moi zieloni współlokatorzy to wielkie indywidualności, o nich trudno inaczej pisać Mimo iż nie jest ich dużo, to jednak stanowią ważna cześć mojego życia i jestem do nich bardzo przywiązana. Moje pierwsze samodzielne mieszkanie to była dżungla, w której więcej było roślin niż mebli (prawdę mówiąc roślin miałam więcej niż czegokolwiek innego, no może zapałek na sztuki wyszłoby więcej ) i trochę tęsknię do tego stanu (ale Norberta i jego dżungli nie pobiję!).
Na razie jest dobrze, żeby nie powiedzieć bardzo dobrze Żadnego nowego żółtego liścia (chociaż kilka od dawna wygląda jakby miały zamiar...), drugi pąk osiągnął już rozmiar tuż_przed_rozpękiem, i rośnie kolejny. Niestety, straciłam owoc po pierwszym kwiatku Miał coś brązowego na listku, chciałam się przyjrzeć i utrąciłam W środku były nasionka, musiała mucha go zapylić. No i w związku z tym mam teraz w domu okres ochronny na muchy, bo z braku pszczół mają robić za zapylacze Rosną też nowe liście, co prawda jakieś jasne są, ale nie odpadają, więc może nie powinnam na kolor za bardzo narzekać.
Hen_s, moi zieloni współlokatorzy to wielkie indywidualności, o nich trudno inaczej pisać Mimo iż nie jest ich dużo, to jednak stanowią ważna cześć mojego życia i jestem do nich bardzo przywiązana. Moje pierwsze samodzielne mieszkanie to była dżungla, w której więcej było roślin niż mebli (prawdę mówiąc roślin miałam więcej niż czegokolwiek innego, no może zapałek na sztuki wyszłoby więcej ) i trochę tęsknię do tego stanu (ale Norberta i jego dżungli nie pobiję!).
- hen_s
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 20134
- Od: 16 paź 2010, o 15:24
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Kraśnik
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Rośliny na sztuki trudno licytować bo ich wielkość i "ustawność" różna. Ot, ja swoje w tysiącach liczę choć prawda, że nie w domu a na balkonie...
W domu na parapetach i kwietnikach rosną inne.
To co się liczy to miłość do roślin i pasja. Kocham rośliny - nie tylko kaktusy i sukulenty - hoduję je od kilkudziesięciu lat i tak już pozostanie... Oby jak najdłużej jeszcze.
Tutaj zaglądam z ciekawością bo wydaje się, że podzielamy ową pasję do roślin. Czekam więc na Twoje następne fotki.
W domu na parapetach i kwietnikach rosną inne.
To co się liczy to miłość do roślin i pasja. Kocham rośliny - nie tylko kaktusy i sukulenty - hoduję je od kilkudziesięciu lat i tak już pozostanie... Oby jak najdłużej jeszcze.
Tutaj zaglądam z ciekawością bo wydaje się, że podzielamy ową pasję do roślin. Czekam więc na Twoje następne fotki.
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Pierwszego współmieszkańca chciałam pokazać póki jeszcze miał liście, a drugiego wprost przeciwnie, póki ich jeszcze (prawie) nie ma:
Istnieje taki piękny zwyczaj, aby osobę wprowadzającą się do noweg lokum obdarować rośliną doniczkową. I tym oto sposobem Książę Małżonek stał się właścicielem wyżej pokazanej draceny. W zasadzie to wyłączność ma na to co w ziemi i tak ok. 30cm kija, reszta jest "moja"
Kiedy się poznaliśmy, roślina stała na lodówce i miała jakieś 40-50cm razem z doniczką. Na naszym pierwszym wspólnym mieszkaniu stanęła najpierw na biurku, potem na stołeczku, aż w końcu na podłodze, wszystko z powodu dracenowego dążenia do spotkania sufitu. Do spotkania bliskiego stopnia nie doszło, ponieważ się przeprowadziliśmy do nowego domu, i stała się mala katastrofa. Przeprowadziliśmy się do domu, który wymagał remontu, więc na czas odnawiania pokoju stołowego, kwiaty poszły taras. Taras był wschodnio-południowo-zachodni, i nie dało się tak na nim ustawić wyższych roślin, żeby je przed czerwcowym słońcem zasłonić, więc dracenie mocno przysmażyło liście Wyglądała jak ofiara pożaru, prawie nie było co do domu wnosić... Co ma być, to będzie, pomyślałam, i poszłam do sklepu po sekator. Odciętą górę (która wciąż wybijala nowe listki) ukorzeniłam i puściłam w świat, a doniczkę z resztkami wstawiłam do domu. Po kilku dniach dracena na obu kijach wypuściła małe pypcie, które po kolejnych kilku dniach okazały się być listkami, a po kilku tygodniach piuropuszami z krótkimi, ale o normalnej szerokości liśćmi, i dracena podjęła swą wędrówkę ku sufitowi Sufit okazał się być mniej atrakcyjny z bliska, więc zakręciła i zaczęła rosnąć piuropuszem w dół Taki rosnący w dół piuropusz znów ścięłam, tym razem już bez obaw, ukorzeniony wydałam dalej, zostawiając sobie kije mateczne. Pierwsze cięcie wykonałam wysoko, zaraz pod ostatnim liściem, co okazało się bardzo mądrym posunięciem: teraz mogę te mateczne kije jeszcze wiele razy podcinać, nie obawiając się o grubość gałęzi odrostu, a nowe piuropusze (jak dotąd) zawsze wyrastały u samej góry, 1-2cm pod cięciem. Ostatnie cięcie wykonałam lipcu, kiedy sprzedaliśmy dom i kupiliśmy nowy, głównie po to żeby się łatwiej było przeprowadzać. Po cięciu jak zwykle ukorzeniłam górę, i po raz pierwszy zachowałam dla siebie; w przyszłym roku chce górę i dół połączyć w jednej doniczce. Po raz pierwszy na jednym kiju góra mi zaschła, jakieś 15cm, reszta kija jest chyba zdrowa, a odrost na niej rośnie dużo niżej. Chyba pójdę na wątek o dracenach i podpytam czy obciąć to wyschnięte, ale to dopiero jak wrócę z wakacji jesiennych, bo chce mieć wgląd w roślinę codziennie po jakimkolwiek zabiegu.
Przy cięciu i ukorzenianiu dracenie zżółkł jeden liść, reszta się trzyma. Nigdy wcześniej nie zatrzymałam ukorzenionych piuropuszy, więc nie wiem co jest normą, a z jakimi stratami muszę się jeszcze liczyć.
Dracena zawsze wywołuje we mnie tęsknotę za mieszkaniem w kamienicy o baaardzo wysokim suficie, tak przynajmniej z 5 metrów! Bonzai mnie nigdy aż tak nie zachwycały, jak rośliny duże, drzewa, wysokie krzewy, albo pnącza na cała ścianę (dzikie wino rządzi kolorem o tej porze roku!).
Istnieje taki piękny zwyczaj, aby osobę wprowadzającą się do noweg lokum obdarować rośliną doniczkową. I tym oto sposobem Książę Małżonek stał się właścicielem wyżej pokazanej draceny. W zasadzie to wyłączność ma na to co w ziemi i tak ok. 30cm kija, reszta jest "moja"
Kiedy się poznaliśmy, roślina stała na lodówce i miała jakieś 40-50cm razem z doniczką. Na naszym pierwszym wspólnym mieszkaniu stanęła najpierw na biurku, potem na stołeczku, aż w końcu na podłodze, wszystko z powodu dracenowego dążenia do spotkania sufitu. Do spotkania bliskiego stopnia nie doszło, ponieważ się przeprowadziliśmy do nowego domu, i stała się mala katastrofa. Przeprowadziliśmy się do domu, który wymagał remontu, więc na czas odnawiania pokoju stołowego, kwiaty poszły taras. Taras był wschodnio-południowo-zachodni, i nie dało się tak na nim ustawić wyższych roślin, żeby je przed czerwcowym słońcem zasłonić, więc dracenie mocno przysmażyło liście Wyglądała jak ofiara pożaru, prawie nie było co do domu wnosić... Co ma być, to będzie, pomyślałam, i poszłam do sklepu po sekator. Odciętą górę (która wciąż wybijala nowe listki) ukorzeniłam i puściłam w świat, a doniczkę z resztkami wstawiłam do domu. Po kilku dniach dracena na obu kijach wypuściła małe pypcie, które po kolejnych kilku dniach okazały się być listkami, a po kilku tygodniach piuropuszami z krótkimi, ale o normalnej szerokości liśćmi, i dracena podjęła swą wędrówkę ku sufitowi Sufit okazał się być mniej atrakcyjny z bliska, więc zakręciła i zaczęła rosnąć piuropuszem w dół Taki rosnący w dół piuropusz znów ścięłam, tym razem już bez obaw, ukorzeniony wydałam dalej, zostawiając sobie kije mateczne. Pierwsze cięcie wykonałam wysoko, zaraz pod ostatnim liściem, co okazało się bardzo mądrym posunięciem: teraz mogę te mateczne kije jeszcze wiele razy podcinać, nie obawiając się o grubość gałęzi odrostu, a nowe piuropusze (jak dotąd) zawsze wyrastały u samej góry, 1-2cm pod cięciem. Ostatnie cięcie wykonałam lipcu, kiedy sprzedaliśmy dom i kupiliśmy nowy, głównie po to żeby się łatwiej było przeprowadzać. Po cięciu jak zwykle ukorzeniłam górę, i po raz pierwszy zachowałam dla siebie; w przyszłym roku chce górę i dół połączyć w jednej doniczce. Po raz pierwszy na jednym kiju góra mi zaschła, jakieś 15cm, reszta kija jest chyba zdrowa, a odrost na niej rośnie dużo niżej. Chyba pójdę na wątek o dracenach i podpytam czy obciąć to wyschnięte, ale to dopiero jak wrócę z wakacji jesiennych, bo chce mieć wgląd w roślinę codziennie po jakimkolwiek zabiegu.
Przy cięciu i ukorzenianiu dracenie zżółkł jeden liść, reszta się trzyma. Nigdy wcześniej nie zatrzymałam ukorzenionych piuropuszy, więc nie wiem co jest normą, a z jakimi stratami muszę się jeszcze liczyć.
Dracena zawsze wywołuje we mnie tęsknotę za mieszkaniem w kamienicy o baaardzo wysokim suficie, tak przynajmniej z 5 metrów! Bonzai mnie nigdy aż tak nie zachwycały, jak rośliny duże, drzewa, wysokie krzewy, albo pnącza na cała ścianę (dzikie wino rządzi kolorem o tej porze roku!).
- hen_s
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 20134
- Od: 16 paź 2010, o 15:24
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Kraśnik
Re: Tam dom mój, gdzie doniczki moje
Naprawdę masz talent do wspaniałej narracji. Niby historia choć ciekawa to z tych częściej spotykanych a jak opowiedziana... Wspaniale się czyta.
U Ciebie w odróżnieniu od większości wątków - również mojego - dużo więcej tekstu niż fotek. Nie jest to zwyczajne i pewnie dlatego interesujące.
Pewnie jednak masz więcej roślin i zdjęć to z czasem będzie więcej - i tekstu i fotek. Już niecierpliwie czekam!
A rośliny... Niech rosną zdrowo i bez złych przygód.
U Ciebie w odróżnieniu od większości wątków - również mojego - dużo więcej tekstu niż fotek. Nie jest to zwyczajne i pewnie dlatego interesujące.
Pewnie jednak masz więcej roślin i zdjęć to z czasem będzie więcej - i tekstu i fotek. Już niecierpliwie czekam!
A rośliny... Niech rosną zdrowo i bez złych przygód.