Dzisiaj byłam na działce. Poprzednio w piątek. Z taką częstotliwością, to mnie grudzień złapie, jak nic
Na początek cudowne malwy taty. W tym roku spóźnione, bo Mały pomaga w ogrodzie, nie zawsze tak, jak bym chciała. Oberwał wszystkie pączki, ale, na szczęście, wypuściły nowe pędy. W tym roku siałam nowe, bo one się krzyżują i dziczeją. Czerwona to samosiejka i już półpełna. Za to różowa, jak piwonia - cudo.

W końcu zrealizowałam rabatę w półcieniu (prawie, czekam na zrębki). Rozchodniki okazałe miały być tylko Brillant, ale wiosną córa posadziła sadzonkę, więc jeden jest jaśniutki różowy i jeden kaukaski. Do towarzystwa mają turzyce Frosted Curls (małe sadzonki, pewnie będę musiała połowę przesadzić, kiedy podrosną). Niżej, obok żurawek, zawilce wielkokwiatowe i japoński oraz kokorycze i zimowity. Tu właściwie kończy się półcień. Czas pokaże, czy żurawkom wystarczy podlewanie.
Najbardziej podoba mi się w popołudniowym świetle
Jesień już widać na działce. Coraz więcej czerwonych liści na dereniu.
Nieliczne owoce ognika aż lśnią między gałązkami. Na zbliżeniu wyglądają, jak rajskie jabłuszka.
Śnieguliczka zawiązała pierwsze owoce. Ma takie suche stanowisko, że dziwię się, że rośnie.
Oczywiście, pięknotka, która czaruje po łagodnej zimie. Muszę się nią nacieszyć, bo wątpię, żeby często powtarzał się taki widok.
Winobluszcz niezmiennie mnie zachwyca o tej porze roku. To sadzonki, niemal rzucone na pastwę losu, stąd ten płomienny kolor.
Nareszcie pojawiły się kwiaty niskich marcinków. Nie wiem, czy któraś z nowych sadzonek pokaże kwiatki, ale co się odwlecze... Tymczasem weteran powoli się rozkręca.
A oto niespodzianka, którą odkryłam na rabacie: sadzonka żółtej trytomy z wymiany wypuszcza dwa pędy kwiatowe



