Mam już swój piec rakietowy. Walczę z nim od początku marca, to już trzecie podejście do paleniska.
Do zrobienia pieca wykorzystałem beczkę po hydroforze. Pomysł średni, bo beczka była ocynkowana, ale innej nie miałem. Nie mam niestety zdjęcia wnętrza beczki, więc opiszę zasadę działania takiego pieca.
W najprostszej wersji piec rakietowy składa się z kanału w kształcie litery L i to wszystko. Na dole rozpalamy ogień, płomień zasysany jest do środka i wylatuje górą. Załamanie kanału powoduje, że wszystkie części lotne ulegają spaleniu i dopaleniu wewnątrz kanału. Jest to bardzo wydajne rozwiązanie. W internecie można znaleźć film, jak duży garnek z fasolą zostaje ugotowany na garści drewna (to nie jest żart). Taka wersja pieca rakietowego nadaje się do gotowania. Stawiamy na górze kanału spalinowego garnek i gotujemy.
W wersji bardziej rozbudowanej, używanej do ogrzewania pomieszczenia, wylot spalin przykrywamy beczką metalową. Ogień wydostający się górą "uderza" o beczkę i podgrzewa ją. Metal łatwo przewodzi ciepło i wypromieniowuje je do otoczenia. Beczkę od dołu musimy obłożyć gliną czy innym materiałem i uszczelnić ją. Z boku metalowej beczki robimy jeszcze dziurę by odprowadzić spaliny i mamy piec rakietowy. W przypadku takiego rozwiązania warunkiem koniecznym do tego, by piec w ogóle działał jest zaizolowanie cieplne rury, którą ogień wędruje w górę. Temperatura spalin wewnątrz rury musi być wyższa niż temperatura powietrza dookoła. Inaczej piec nie będzie działał.
Jak to wygląda u mnie? Ano tak:

Jest beczka metalowa, na dole, z blachy ryflowanej, palenisko z drzwiczkami. Od niego do góry idzie rura, do której wkładam drewno. W miarę upływu czasu drewno obsuwa się w dół i mam namiastkę podajnika.

Z tyłu wylot spalin, odprowadzanych na zewnątrz rurą fi 100 mm. W przypadku pieca rakietowego ciąg kominowy (cug) wytwarzany jest wewnątrz metalowej beczki. Nie potrzeba komina, który będzie szedł w górę. Przewód odprowadzający spaliny może iść poziomo. W piecu rakietowym spaliny są wypychane z pieca. W klasycznym piecu spaliny są wyciągane kominem, który musi zapewnić odpowiedni cug. Tutaj nie ma takiej potrzeby.

Jeszcze widok z boku.

Tak wygląda palenisko. Ustawiam tu pionowo drewienka, podpalam i zamykam drzwiczki. Po krótkiej chwili ogień zasysany jest do środka beczki widoczną rurą. Ma ona 100 mm średnicy i wewnątrz beczki załamuje się pod kątem prostym i idzie do góry. Rurę metalową otoczyłem drugą rurą fi 200 mm, pustą przestrzeń między rurami wypełniłem piaskiem. W ten sposób uzyskałem izolację cieplną. Dodatkowo beczka wewnątrz jest mniej więcej do 3/4 wypełniona piaskiem. Zwiększa to masę beczki i dłużej trzyma ona ciepło. Powyżej lustra piasku wychodzi rura, którą na zewnątrz odprowadzane są spaliny.

A to blacha, zatykająca od dołu rurę, którą dokładam do pieca drewno. W praktyce najpierw napełniam rurę drewnem. Potem rozpalam w palenisku, dokładam do paleniska ile się da drewna i dopiero wtedy wyciągam blachę, którą dodatkowe drewno zsuwa się z góry. Dokładanie odbywa się już tylko rurą od góry.

Dokładanie drewna.

Element nad którym jeszcze pracuję. Rura z drewnem musi być bardzo szczelnie zamknięta. Inaczej ogień zaczyna się błyskawicznie palić wewnątrz tej rury, zamiast być zasysanym do beczki.

A to piec w stanie gotowym do palenia.
Cóż jeszcze. Palenisko musy być bardzo dokładnie uszczelnione. Powietrze dostaje się przez szpary w drzwiczkach od przodu. Otwarcie drzwiczek powoduje, że od razu dym idzie na pomieszczenie. Na wszelkie wyliczenia typu ilość spalanego drewna musicie jeszcze chwilę poczekać. Zagadnienie ogrzewania szklarni okazało się trochę bardziej skomplikowane niż tylko wstawienie pieca. Musiałem pouszczelniać drzwi i okna. Na dodatek po sezonie pękło mi kilka szyb na dachu, dzisiaj je wymieniałem. Tak więc ciąg dalszy nastąpi.
Najbardziej póki co cieszy mnie, że mogę nałożyć drewna na zapas i przez jakiś czas mieć spokój z dokładaniem. To było w tym wszystkim dla mnie najważniejsze.