Zgodzę się z
Grażyną, że duż
o zależy od pogody. I to jest decydujący czynnik. W tym roku pierwsze objawy ZZ były u mnie na początku lipca (a może i nawet pod koniec czerwca, tylko tego nie zauważyłam). Zwylke jednak atakuje u mnie późnym latem, sierpień/wrzesień. Choć był też rok, że dopiero w połowie listopada ZZ skosiła mi pomidorki. Każdy rok jest inny.
Co nie zmienia faktu, że
Gienia ma rację mówiąc, iż bez ochrony
pomidory padną prędzej czy później. Z mojej strony dodałabym jedynie, że moje
pomidory padną bez względu na to, czy je chronię, czy nie. To tylko kwestia czasu. Jeśli stosuję ochornę to padną trochę później i jest szansa, że uda mi się posmakować owoców (a to duuuża różnica

). Tylko tutaj muszę wyjaśnić, że w UK nie ma żadnych środków chemicznych przeciwko ZZ dostępnych dla amatorów, więc w grę wchodzą tylko 'ziółka' (ja stosuję czosnek i skrzyp przemiennie).
Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem:
jak zaraza wejdzie do namiotu to znaczy ze mieliśmy problem z wietrzeniem
Owszem, wietrzenie jest koniecznością, ale nie jest świętym gralem. U mnie od maja do października tunel jest otwarty na
oścież z obu stron. Czasem nawet dłużej. Niestety ale zarodniki mogą się przenieść też na butach, narzędziach. Zawsze się staram najpierw zaglądać do tunelu, a potem chodzę po całej działce, ale zdarza się, że i do tunelu ZZ zawita. Duż
o łatwiej byłoby uprawiać
pomidory tylko w tunelu, bo jak nigdzie indziej na działce zarazy nie będzie to i do tunelu się nie dostanie (no, chyba, że ciekawscy sąsiedzi nieświadomie przeniosą). Ale nie mam na tyle dużego tunelu, ani na tyle miejsca, żeby go gdzieś postawić. Poza tym
pomidory pod chmurką mają swoje plusy, dlatego u mnie większość pomidorów rośnie w gruncie.
Natomiast w sprawie tzw. 'ciężkiej chemii' się nie wypowiem, bo nie mam do niej dostępu, ani też nie znam nikogo, kto by ją stosował.