W lutym ub. roku przeprowadziliśmy się tutaj, do tego domu.
Maliny sadziłam wiosną ub. roku po zdartym trawniku, bez żadnego nawożenia, bo nie był
o czasu szukać obornika w terenie dla nas jeszcze obcym a sadzonki przyszły ze szkółek, czas naglił . Dopiero jesienią zdobyliśmy trochę bydlęcego obornika z pobliskiej farmy i płytko go przykopałam by korzeni nie uszkodzić. No i w zimie popiołem z kominka sypałam w ogródku i malinom też sypnęłam. Ładnie rosły do momentu gdy zaczęły owocować. W tej chwili wyglądają
o wiele gorzej niż w tamtym roku, podejrzewam, że wyjadły już
wszystko i brakuje im chyba wszystkich składników łącznie z potasem (brązowe obrzeża na liściach kilku roślin). Jest kilka uschniętych całych wierzchołków z kwiatkami - może to szara pleśń, bo wilgotność i upały tu niesamowite. Nie mam żadnych nawozów sztucznych by je zasilić, nawet nie wiem czym. Czy szukać w marketach jakichś wieloskładnikowych i sypnąć bądź podlać rozpuszczonym w wodzie?. Jesienią będę mieć obornik z tej samej farmy, ale wcześniej znowu zrobimy analizę gleby dla warzywniaka i dla sadu. Zobaczymy co pokaże , czy podniosł
o się pH i w ogóle jakie zalecenia dostaniemy.
Maliny rosną oczywiście w wysoko ogrodzonym ogródku, bo przy wszędobylskich i bezczelnych sarnach nie przetrwałyby ani tygodnia.
Jeszcze raz dzięki Klakier

Pozdrawiam! Gienia.