Odświeżam i wpisuję się jednocześnie.
Przekopałam się przez cały wątek i mam kilka spostrzeżeń.
Mleko i serwatka stosowane w różnych, jak czytałam, proporcjach i odstępach czasowych działają przeciw chorobom grzybowym przede wszystkim przez obniżenie pH na powierzchni roślin. Grzyby grzybom nierówne, dlatego drożdże wolą kwaśne środowiska, a te atakujące nasze rośliny lub chociażby powodujące łupież, czują się świetnie w środowisku zasadowym, a w kwaśnym mają utrudnione warunki rozwoju. Pewnie dlatego te opryski są efektywne i zamierzam je w tym roku wypróbować.
Odnośnie serwatki mam jeszcze inne doświadczenia.., musi być w tej substancji coś niesamowitego, bo mój pies dostaje szału na jej zapach. Do tego stopnia, że jak kiedyś wczesną wiosną podlałam dla kurażu rozcieńczoną (!) serwatką ogrodzony warzywnik, to sierściuch wykopał pod ogrodzeniem tunel, żeby chociaż polizać ziemię... To, że przy okazji wykopał i zniszczył mi lilie, rosnące przed warzywnikiem, pomijam i chcę zapomnieć.
Do pomidorów stosuję przede wszystkim selekcję odmian. Malinowy Ożarowski jest w miarę odporny na zarazę ziemniaka, podobnie Ondraszek, gorzej znosi zagrożenie tą chorobą Malinowy Kujawski, którego testowałam w zeszłym roku. Słabo odporne są odmiany drobnoowocowe, ale i tak próbuję, w tym roku będzie Koralik. Generalnie jednak, jeśli czytam w opisie odmiany, że jest wrażliwa na to, czy na tamto, to po prostu jej nie sadzę. Rozsadę robię swoją, przed wysadzeniem do gruntu opryskuję roztworem Bioseptu (na bazie wyciągu z pestek grejpfruta), jeśli w maju/czerwcu jest bardzo deszczowo, to opryskuję jeszcze raz, a potem nic. Oprócz tego, co rośnie obok lub pod pomidorami. A rośnie tymianek, bazylia i oregano. Ich olejki eteryczne chronią wiele roślin przed grzybami, wirusami i bakteriami. Zazwyczaj plony mam świetne, zeszły rok był nie bardzo, ale przy takich opadach to nie ma mocnych.
Doczytałam się w wątku kilku fajnych sposobów na mszycę, która u mnie jest co roku w sporych ilościach. Ja osobiście w geście rozpaczy zaliczyłam oprysk krzewu jaśminowca rozcieńczonym płynem do szyb, bo te paskudy były tak uparte, że po chemii nadal się trzymały. Pomogło, ale co chwila biegałam do jaśminowca sprawdzać, czy aby jemu nie zaszkodziło. Z chęcią wypróbuję przepisy na mikstury z coca-coli. Oprócz tego przenoszę ręcznie biedronki z roślin słabo zaatakowanych mszycą, na te nią oblepione. Co biedronki o tym myślą, nie wiem..
Opryski chemiczne stosuję, ale zawsze po długim namyśle i ZAWSZE według zaleceń producenta. Niektórych inwazji na ogród po prostu nie da się załatwić inaczej. Ale jeśli widzę, że jakaś roślina wymaga bardzo intensywnej ochrony chemicznej, to niestety pozbywam się jej. Oprócz roślin w ogrodzie jestem jeszcze ja, moi bliscy i zwierzaki.
Idealnie byłoby, gdyby móc uzgodnić poszczególne działania z sąsiadami, bo nic nie da oprysk np. na mszyce, jeśli sąsiad wykona go dwa tygodnie później niż my, nowe pokolenie i tak się wylęgnie, więc za chwilę problem się powtórzy. Życzę więc idealnych sąsiadów.
I takiej koleżanki, jaką ja mam, która zawsze mówi jakie mam wszystko brzydkie i paskudne, żeby nie zapeszyć
i potem wszystko pięknie rośnie!
Przepraszam, jeśli przydługo wyszło..