Jak ktoś ma ochotę na wycieczkę w przeszłość, to zapraszam do części 1, albo do części 2
Dziś zaczynamy nowe
I zacznę naprawdę nowym - tym, czego u mnie jeszcze nie było i czego niektórzy się pewnie u mnie nie spodziewali.
Sama się nie spodziewałam, ale w końcu przecież życie jest pełne niespodzianek
Lobivia haematantha v. densispina - z kilku zakupionych we wrześniu 2013, jako maleństwo, które gubiło się w czwóreczce. Zdążyła podrosnąć od tego czasu, teraz akurat pasuje do 6,5. Kwitnienie zaplanowane zostało wtedy na 2016 i ona plan wykonała

Chamaczek o przepięknym kolorze, który oczywiście na fotce wygląda jak swój własny ubogi krewny. W rzeczywistości jest znacznie ciemniejszy i się pięknie mieni

Pamiętam, że komuś dorzuciłam do przesyłki z roślinkami wiosną, ale nie pamiętam komu konkretnie. Jak tu do mnie może zagląda, to informuję, że ogryzeczek do ukorzenienia pochodził z tej właśnie roślinki.
I mały rzut oka na niemowlaki - zaczęłam pikowanie w końcu. Jakie to szczęście, że wysiałam kilkaset, a nie kilka tysięcy!












