Pozdrawiam serdecznie

Kluczowe zdanie, które warto zapamiętać. Ja pierwszy raz usłyszałem je od szkółkarza, zajmującego się morelami dłużej, niż ja obcuje na tym świecie. Powiedział mi wprost - w przypadku tego, jedynego gatunku mam nie być zaskoczony, kiedy jednego dnia jest wszystko ok - a następnego drzewo padło (to trochę przenośnia oczywiście). Może warto w tym miejscu wspomnieć o naszym pierwszym doświadczeniu odmianowym z tym gatunkiem. Jest już ono dawno zakończone, ale drzew nie usuwałem, specjalnie pozostawiając je do obserwacji. Dziś te egzemplarze, które jeszcze rosną maja 14 lat... w swoim okresie życia trafiły na bardzo dobre warunki klimatyczne... inne niż "typowe"... bo wiele wskazuje na to (i rok poprzedni i szczególnie ten) że nasz klimat - jakby - wraca do normy, a globalne ocieplenie jest tylko hasłem. Jedyne co niewątpliwie uległo zmianie to pewne niekorzystne zjawiska atmosferyczne (grad, wichury) - przybierające na sile. Wracając do tych moreli... ta "ciepła dziesięciolatka", z którą mieliśmy do czynienia bardzo korzystnie wpłynęła na plonowanie drzew. Szczególnie w latach 2004, 2006. W ciągu 14 lat tylko dwa razy kwiaty zostały (w niewielkim stopniu zresztą) uszkodzone przez późne wiosenne przymrozki, drzewa - choć z minimalnymi i możliwymi do oceny - stratami, przetrwały kolejne zimy, w jednym roku straciliśmy dość dużo zawiązków w wyniku okresowej suszy... problemem był jedynie w przypadku kilku drzew rak bakteryjny. I te właśnie pierwsze zakończyły żywot. Najlepiej "spisały się" dwie polskie, nowe odmiany, które moim zdaniem zbyt krótko funkcjonowały na rynku - 'Podkarpacka' i 'Łańcut'. Dobrze poradziły sobie również wczesna 'Miodowa' ('LAK 101') oraz 'Heja' (tu już był pewien kłopot z podmarznięciami i rakiem). Najgorzej - paradoksalnie - najbardziej znana i rozpowszechniona w uprawie 'Early Orange'.Rossynant pisze:Morele tak mają