Ponieważ główna fala suszy i upałów mam nadzieję za nami, chcę przewrotnie wsadzić kij w mrowisko dla wywołania refleksji

Może ktoś ma ochotę podzielić się się swoją opinią.
Lubię się chwalić więc się chwalę

ale również chcę przekonać niedowiarków, że nawet w naszym obecnym klimacie można mieć ładny trawnik. Ja mam go niewiele (ok. 220 m2). Trawnik ma 10 lat i zaliczył różne przypadłości bo uczyłem się też niestety na własnych błędach. Podłoże nie zostało zbyt dobrze przygotowane a gleba jest bardzo uboga i piaszczysta. Był przesuszony, miejscami przenawożony, była pleśń śniegowa, różowa nitkowatość pędów, zgorzel siewek. Podgryzały go pędraki. Kilka razy trzeba było robić naprawdę spore dosiewki. Atakował kret i norniki.
Teraz wygląda tak. Jest nawadnianie automatyczne, podlewanie jest uruchamiane 1 raz na dobę późną nocą, 30-40 minut na każdą sekcję. Nawożę nawozem wieloskładnikowym do trawników z dodatkiem Fe kilka razy w sezonie co 2-3 tygodnie. Wertykulacja jest robiona raz na rok wiosną, aeracja/wyczesywanie filcu 2-3 razy w roku. Koszę 2 razy w tygodniu. Przeciw chwastom robię opryski w miarę potrzeb ale raczej rzadko gdyż trawnik jest niezwykle gęsty (zbity) i chwasty nie mają zbyt łatwego dostępu.
Moim zdaniem, a wbrew obiegowej opinii, trawnik jest jednym z najbardziej wymagających elementów ogrodu. Mawiam, że "trawa jest niewdzięczna"
