Napisałaś też, że brak opisu jest jedynym minusem, i dlatego uznałam za stosowne wspomnieć, że to nie jedyny minus. Jakikolwiek market czy u nas, czy u Ciebie, ma rośliny z tego samego źródła, i z pewnością jest to źródło produkcyjne, nie zaś hodowlane, a z konsekwencją zakupu rośliny u takiego źródła należy się po prostu liczyć. I często jest tak, że kupiona roślina po zmianie warunków (na domowe) marnieje, i niekoniecznie w tym samym sezonie, bo często choroby kwiatów, głównie wynikające z osłabienia, wychodzą dopiero po jakimś czasie.Mary87 pisze:
Chciałabym sprostować: nie kupuję kaktusów dla osłonek, napisałam, tylko że są osłonki są śliczne
Ale oczywiście zgadzam się również, że czasami jest jakaś roślinka, której ciężko się oprzeć. Tylko - jak wspomniałam - należy się liczyć z konsekwencjami zakupu.
Czasem należy poszukać odpowiedzi na pytanie: dlaczego jest "mix" (sukulentowy, kwiatowy) i dlaczego tak tani. Nie jest to "mix" dlatego, że są i grubosze, i eszewerie, i kaktusy, choć pewnie chwyt marketingowy też ma to sugerować. Na żadnym z osłonek, opakowań, najczęściej nie ma dokładnej nazwy, bo jej po prostu nie ma...To są właśnie "mixy", czyli po prostu gatunkowe mieszańce, i o ile rodzaj jest prawidłowy, to gatunek ciężki do określenia. Może mieć nazwę handlową, z dodatkiem np. słowa "red", a w efekcie roślina jest po prostu pomalowana, jak to było kiedyś z grusonkiem.
Zauważcie, że dokładnie nazwane rośliny - bo takie też się trafiają - są automatycznie o wiele droższe, często droższe w markecie niż w specjalistycznym ogrodniczym sklepie. Dlatego, iż nie są "mixem". "Mixy" zawsze są cenowo z niższej półki i najczęściej są to też mixy gatunkowe.
Dla producenta jest to towar jak każdy inny, liczy się tzw. "opakowanie", czyli ładny wygląd. A potem, jak roślinka padnie, klient kupi następną. W większości przypadków tak się dzieje.
Chwalebne jest to, że jakby nie patrzeć, są to roślinki, i kupienie ich oraz zapewnienie właściwych warunków przyczynia się w jakiś sposób do ich "uratowania", ale to z kolei powoduje sprzedaż, a więc zysk dla producenta.
I żeby nie było, że ja taka święta czy coś - też mam aż cztery roślinki z marketu, w tym jedną z ową "osłonką". Jedna jest od Synka, który kupił coś dla mnie na spacerku z kuzynką, i kocham tę mamilarkę najbardziej na świecie - i ona zresztą też dobrze się trzyma, a resztę kiedyś nabyłam sama, jednak w pełni świadomie, w pełni zdecydowana na ewentualne konsekwencje. I aż dwie, czyli 50 % należało na dośc długo odseparować (bo to obowiązkowe przy każdej roślince), wyleczyć z robactwa, którego nie było widać gołym okiem, nawet przy przesadzaniu, a potem próbować reanimować. Czy było warto...? Na razie jakoś żyją.
Specjalnie powiedziałam "aż" cztery, gdyż po prostu większość mojej kolekcji - a jest to około 300 sztuk na dzień dzisiejszy - to rośliny od hodowców lub osób prywatnych, takich jak my, kolekcjonerów, często gęsto "parapetowych". To są najlepsze źródła.
Przepraszam Moderatora za ten przydługi offtopic, ale po prostu wydaje mi się, że każdy kupujący roślinki w marketach powinien mieć dokładną świadomość, z czym może się wiązać taki zakup. Może, ale oczywiście nie musi, ale często w wątku o identyfikacji - czy chorobach - widzimy, jak te roślinki aż proszą o światło i dobre podłoże. Fakt: z tego tylko powodu wykupiłabym je wszystkie.