Ale ogródek jest, jakieś grabki, łopata i doniczki też chowają się w kącie.
Przestrzeni do zagospodarowania pod rośliny malutko, w sumie niecałe 300 metrów - 100 przed domem, i mniej niż 200 za domem. Z jednej strony ruchliwa ulica, z drugiej miejskie chaszczowisko (wrrrrr), z trzeciej brzydkie ciemne przejście osiedlowe, z czwartej na szczęście sąsiad

Poprzednim właścicielom urosło, mnie przyszło wycinać i porządkować. Przy gospodarskiej dwuosobowej metodzie i z towarzyszącym notorycznym brakiem czasu, zajmie to kilka lat, jeśli nie dekadę

Przedogródek jest od strony północnej, ogródek od południowej.
W obecnej chwili najbardziej cieszy oko rododendron. Jakiś NN składający się z dwóch odmian. Dwa lata temu w stanie agonalnym, mąż pytał, czy go wyrzucić. Uratowany, odkarmiony, z ulepszoną ziemią, usuniętą większą częścią opuchlaków, która go podżerała, odwdzięczył się w tym roku obłędnym jak na swoją badylastą krzywą urodę kwitnieniem:

Kwiaty na połowie krzaka w fazie pąków są różowe, w pełni kwitnienia bieleją.

Druga połowa krzewu pyszni się zupełnie inną szatą kolorystyczną - ja jestem nią zachwycona - też w miarę otwierania się pąków i przekwitania zmienia odcień


Obok rododendrona - zbyt blisko - zamieszkała delikatna maleńka magnolia Genie - sadzona w ubiegłym roku, w tym już zakwitła, jesienią przesadzę ją w docelowe miejsce, w którym będzie miała wystarczająco dużo przestrzeni (tak wiem, że magnolia nie lubi przesadzania, ale zdaje się, że nie znosi też mieszkania w ścisku z innymi roślinami).

Tuż za magnolią rośnie zniszczony przez męża drugi rodek NN, na którym moja druga połowa uparła się składować zwały śniegu zimą - skutki są opłakane, krzew wygląda, jakby miał łysinę mnicha pośrodku, lub jakby dinozaur chciał uwić sobie w dim gniazdo, usiadł dupskiem pośrodku, a potem rozmyślił się i sobie poszedł - nie pokażę tego na zdjęciach - tego nie da się odzobaczyć



Przekwitają ostatnie tulipany




Poziomki bezrozłogowe rozrosły się tak, że jesienią porozdaję część znajomym

Truskawki kwitną pięknie, ale przez nocne zimno i ciągłe ulewy nie chcą zawiązywać owoców - stoją w miejscu takie karłowate, tylko liście mają się wyśmienicie

Rosną sałaty i musztardowiec (pyszny!)


Macierzanka rusza do kwitnienia, a melisa dopiero budzi się do życia


Za to mięta daje popis wzrostu i każdego dnia ląduje w wodzie z limonką albo cytryną (szkoda, że niektóre odmiany upodobały sobie ślimaki)

Szczawik też niezawodnie się rozrasta, zdobi i można go skubać do sałatek

Na tarasie mimo niedzieli właśnie pojawia się pergola, żeby ozdobić przejście między tarasem naszym a sąsiadów, którzy mają cudną pienną różę - będzie miała wsparcie dla swoich długich pędów - ale różę pokażę jak otworzą się pąki, a pergola zostanie przykręcona. Teraz pędzę zająć się zwierzakami, a Was zostawiam z moim skromnym wątkiem, który postaram się rozwijać, dokumentując ogrodowe zwycięstwa i porażki, urokliwe zakątki i brzydkie denerwujące kąty.
pozdrawiam Was z wiecznie zaskakującej pogodowo Gdyni
Dorota