

W moim przydziałkowym lesie też są buki, ale nigdy nie przyuważyłam przy nich siewek. tam był cały ich kobierzec.
Irysy na razie tylko te małe zakwitły, przy innych jeszcze nawet paków nie widać. W ogóle w większości strasznie wyglądają, liście mają pożarte, postrzępione. Nie wiem, co się z nimi tak rozprawiło, nigdy ich nie niczym pryskałam i jakoś wyglądały, a w tym roku są marne. Nie tylko zresztą one, tulipany i brunery też coś poszatkowało, winnych niestety nie widać


Jadziu, szkoda, że nie napisałaś wcześniej o chryzantemie, bo sadzonkę od niej już zdążyłam oddać. Ale będę o Tobie pamiętać i albo na jesieni, albo na wiosnę postaram się z niej coś dla Ciebie uszczknąć. Skoro raz dała się poznać z dobrej strony, to i w tym roku może się postara? Będę w takim razie zerkać na nią uważnie


Z różnych względów, na działce w minionym tygodniu spędziłam jedynie trzy dni i oczywiście były to dni wypełnione po brzegi głównie pracą, ale teraz taki czas, że na odpoczynek za bardzo czasu nie ma


Beatko, no widzisz jak to bywa? Z kolei my byliśmy w tych okolicach już tyle razy, a na pustynię jeszcze nigdy nie trafiliśmy. Tym razem zaplanowaliśmy wycieczkę jeszcze w domu, licząc że przy braku innych atrakcji, czas na to znajdziemy. Najważniejsza była pogoda, a ta tego dnia była bardzo sprzyjająca. Sama pustynia, jak pisze Lucynka, rzeczywiście, jak pustynia, ponieważ jednak nigdy na takiej nie byłam, a na dodatek jest to jedyne takie miejsce w Polsce, to bardzo chciałam to zobaczyć. Najbardziej zauroczył mnie las, zupełnie inny od tych, które mam w pobliżu i na pewno jeszcze kiedyś tam wrócę. Co prawda będzie to raczej w podobnym czasie, bo do Krakowa jeździmy zazwyczaj późną wiosną, ale i tak warto.
Fiołków na ścieżce u mnie nie uświadczysz, konwalii również, ale zwykłych jeżówek rośnie tam bez liku. Mogę wyrywać je na pęczki

Hmmm..... Nie potrafisz pielić na stołeczku? Dla mnie to najwygodniejszy sposób, na klęczkach zaraz jest mi niewygodnie, a na stołeczku, jak na tronie

Gdzieś się zgubiłaś, znaleźć Cię nie można


Lucynko, mnie zachwyciło wszystko, pustynia również

Cieszy mnie Twoje słowo o tulipanach, ale w tym roku nie były takie ładne jak zazwyczaj, a na dodatek przekwitły w jednej chwili. Przed wyjazdem były jeszcze w pąkach, a po powrocie trzymały się na tzw. słowo honoru, a takiej np. szachownicy w ogóle nie zdążyłam zobaczyć. W tej chwili będzie dłuższa przerwa w kwitnieniach, jak zwykle nie mam prawie nic na czas przejściowy. I tak już chyba zostanie, miejsce się kurczy, a mam swoje ulubione rośliny, dla których zawsze musi znaleźć się miejsce.
Skoro już nawet ja zdążyłam posadzić pomidory, to i na pewno Ty się z tym wyrobiłaś, bo zawsze jesteś o kilka kroków przede mną


Dorotko, wyjechaliśmy z Krakowa jeszcze przed spotkaniem w Twoim ogrodzie, a poza tym eM dostał dopiero jedną dawkę szczepionki i spotkania ograniczamy do minimum. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będzie okazja do spotkania


Pomidorki nareszcie udało mi się posadzić, ale z jednorocznymi nie pójdzie mi tak łatwo

Takie maluszki zawsze są trudne do uchwycenia, dotyczy to nie tylko epimedium, ale czasami i im uda się zrobić całkiem dobre ujęcie


Soniu, te pełne zawilce rozmnażają się w trybie ekspresowym, dopiero co je sadziłam, a już jest ich spore poletko

Od tygodnia siedzę w domu, bo codziennie potoki wody z nieba miały lecieć, a tymczasem dopiero dzisiaj spadło parę kropel. Pomidory na szczęście posadziłam, reszta czeka na uporządkowanie rabat. I oby jak najszybciej się doczekała


Danusiu, pomysł z nicią doskonały


Stopowiec jak najbardziej żyje, tylko jest odrobinę stłamszony przez rosnące obok rośliny, którym już zapowiedziałam eksmisję. Muszę tylko jeszcze odrobinę poczekać, bo tam są narcyzy, cebulki dojrzeją, to pójdą w inne miejsce, a stopowiec będzie mógł nareszcie rozwinąć skrzydła.
Szkoda, że zawilec nie kwitł wcześniej, to też powędrowałby do paczuszki, a tak będzie musiał poczekać na inną okazję. Zapisałam go już sobie w notesie, to na pewno kiedyś go dostaniesz

Bardzo mnie cieszy, że roślinki pokochały Twój ogród, taka wiadomość, to miód na moje

Deszcz padał zaledwie dwie godzinki, to kropla w morzu potrzeb, ale zawsze lepsze to, niż nic.

Nareszcie dzisiaj spadł od dawna wyczekiwany deszcz






Prace na działce posuwają się w ślimaczym tempie, a ja coraz wyraźniej widzę, że z niczym nie nadążam. Na razie jeszcze ciągle działałam ostrożnie, ale chyba muszę to zmienić i przestać się ze sobą cackać. Jeżdżę na działkę zaledwie na kilka godzin i to jest zdecydowanie za mało. Jak na razie udało mi się posadzić zaledwie czternaście dalii, co prawda przy okazji wykopywałam oporne mlecze, ale reszta ciągle czeka w doniczkach. W czwartek posadziłam nareszcie pomidory, Filip przygotował mi dołki i nasypał nawozu, jednak zrobił to niedokładnie i musiałam sporo po nim poprawić. Nie zawsze mogę z nim pojechać i dopilnować, a jak jedzie sam, to robi jak uważa. Staram się nie narzekać, raczej go chwalę, bo rzeczywiście w tym roku bardzo mi pomaga, gdyby nie to, to dalej byłabym ze wszystkim w lesie. Najważniejsze, że pomidory już rosną w gruncie, mają więcej miejsca i dostały dobrego jedzonka na start



Dzisiaj miało zacząć padać już w nocy, ale jakoś zupełnie mnie nie zdziwiło, że chodniki rano były zupełnie suche. Miałam przygotowane wszystko do pieczenia chleba, bo skoro już ma padać, to warto by było dobrze ten dzień wykorzystać. Jednak korzystając, że ciągle nie pada, pojechaliśmy z eMem na trzy godzinki na działkę. Przed samym wyjazdem zagrzebałam chlebek, wrzuciłam ciasto do foremek i pojechaliśmy. Co najdziwniejsze, to sam eM zaproponował wyjazd, mówiąc że ma do wymierzenia ścieżkę, a ja wykorzystam ten czas na sadzenie roślin. Ścieżka była zaplanowana już w ubiegłym roku, ale realizacja będzie dopiero teraz. Tym razem położymy po prostu polbruk, niekoniecznie mi się to podoba, ale na pewno poleży dłużej, niż ostatnie dębowe krążki. To była cudna ścieżka, ale eM nie słuchał dobrych rad i zrobił po swojemu

Z sadzenia roślin nic nie wyszło, ale za to zrobiłam inną pożyteczną rzecz, a mianowicie wykopałam czekające na to od dawna rośliny. W ruch poszła konewka, bo wbicie łopaty w ziemię, było zupełnie niemożliwe. Przy ciemierniku pomógł mi eM, bo sama za nic nie dałabym rady. Nigdy nie sądziłam, że one mają takie korzenie, a właściwie jeden, palowy, pozostałe to zaledwie korzonki. Mam nadzieję, że przeżyje zamach na swoja osobę, ale już się tak rozkładał na boki, że musiałam coś z nim zrobić. Tym bardziej, że w pobliżu rośnie trójlist, zupełnie zza ciemiernika niewidoczny, a na dodatek z tej ciasnoty w pełni korzystały ślimaki i żarły trójlista przez nikogo nie niepokojone

Zresztą dzisiaj tych gagatków znalazłam dużo więcej, w samej malutkiej kępce pierwiosnków, było ich piętnaście


W oczekiwaniu na deszcz, ukręciłam sobie kilka dni temu mydełko, a nawet dwa



Miłego wekendu
