Jarha, to cudnie, że uratowaliście kociaka. Zwierzętom trzeba pomagać

Na pewno jest u Was szczęśliwy
Kochani, ja wiem, że trzeba sterylizować ale napiszę jak jest u mnie.
Mieszkam, jak juz większośc z Was pewnie wie na "bezludziu"

pod lasem. Moje serducho przygarnia każdą sierotkę

Problem jest taki, że w okół jest las i dzicz prawdziwa. Zwierzęta mają tu raj, bo wolność, przestrzeń, brak ulicy i samochodów. Mnogość pożywienia. Dzisiaj Mrusia w podziękowaniu za śniadanko przyniosła mi własnoręcznie upolowaną myszkę

Ale w drugą stronę niestety też to działa. Lisy, kuny, a ostatnio nawet szop.
To Bonia, kochana słodka koteczka, która była naszą maskotką, mrucząca, przytulaśna i kochana.
Była z nami pół roku. 2 tygodnie temu, niestety coś ją tak dotkliwie pogryzło, że mimo wielu zabiegów i kilku godzin u weterynarza niestety nie dała rady się z tego wykaraskać

Podejrzany jest szop albo młody lis, sądząc po obrażeniach.
To zostało na pamiątkę, namalowane przeze mnie.
Wielki smutek po kolejnym kochanym zwierzaku
Czy w tej sytuacji kastrować moje koty? NIe wiem. A może im pomagać oddając do schroniska? Co dla takiego kota żyjącego wolno jest lepsze? Wolność i zagrożenie czy sterylizacja i kanapa gdzieś w bloku? To trudny temat i trudne decyzje. Myślę, że każdy musi podejmować je samodzielnie.
Moje koty jak dotąd żyją sobie po swojemu. Ja im trochę pomagam

Jeśli przyniosą mi maluchy, chowam i oddaję w dobre ręce. Jeśli się okaże, że Mruśka zostanie z nami na dłużej pewnie ją wysterylizuję, tym bardziej, że zanosi się na bardzo plenną pannę ;)